Harry nie
spodziewał się, że tak późnym wieczorem zobaczy mdlejącą Susanne Snape w szacie
śmierciożerców. Dziewczyna upadając wypuściła z jednej dłoni trzymaną białą
maskę, którą teraz Harry obrzucił zniesmaczonym wzrokiem. W drugiej dłoni
jednak wciąż kurczowo trzymała różdżkę, a chłopak przez chwilę zastanowił się
co takiego już przeżyła ta dziewczyna, że bez względu na wszystko nie wypuściła
swojej jedynej broni. Nie zastanawiając się jednak nad tym podbiegł do niej i
delikatnie przeniósł ją na kanapę. Przypominając sobie lekcje pierwszej pomocy
z podstawówki, szybko sprawdził, czy dziewczyna oddycha. Stwierdził, że
rzeczywiście chyba tylko zemdlała. Uznając, że chwilowo nic jej nie będzie
jeśli zostawi ją samą, skierował się do kominka, aby przenieść się do Hogwartu
i poprosić Dumbledore’a o pomoc. Gdy już znalazł się w jego gabinecie zdziwiony
dyrektor przywitał go krótko pytając od razu o powód jego wizyty.
- Panie
dyrektorze, Snape wróciła, ale od razu zemdlała – wyjaśnił szybko. – Nie wiem
co jej jest. Nie zdążyła nic powiedzieć. – Dumbledore nie czekając na dalsze
wyjaśnienia ruszył w stronę kominka, przez który wywołał panią Pomfrey, której
wyjaśnił, że potrzebuje jej w Kwaterze Głównej Zakonu, ponieważ znajduje się
tam nieprzytomna dziewczyna. Sam chwycił Harry’ego za ramię i razem z nim
przeniósł się kominkiem do salonu na Grimmauld Place. Zaraz po nich na miejscu
znalazła się pielęgniarka, która ze zdziwieniem zmierzyła strój nieznajomej jej
dziewczyny i leżącą na ziemi maskę śmierciożerców. Nie czekając jednak na
wyjaśnienia od razu zaczęła badać dziewczynę. Kobieta rzuciła na nieprzytomną
dziewczynę zaklęcie diagnozujące i aż złapała się za głowę, gdy pokazały jej
się wyniki.
- Albusie, ta
dziewczyna w ciągu ostatniej doby oberwała niezwykle silnym Cruciatusem aż 34
razy! – wykrzyknęła.
- Rozumiem,
Poppy, ale czy możesz ją wyleczyć?
- Oczywiście,
że mogę! – prychnęła ze złością. – Tyle lat leczyłam Severusa z takich samych obrażeń!
Czemu, po tym co się stało, robisz coś takiego kolejnej osobie?! I to jeszcze
tak młodej! – Pani Pomfrey szybko połączyła fakty i nie mogła uwierzyć w to
czego się tu dowiedziała. Przecież ta dziewczyna miała nie więcej niż
siedemnaście lat, a ten stary dureń zrzucił na nią taką odpowiedzialność. Już
ona mu pokaże co o tym myśli. Teraz jednak, chcąc ulżyć tej biednej
dziewczynie, zaczęła rzucać na nią zaklęcia niwelujące skutki Cruciatusa, a
także rozluźniające mięśnie. Gdy tylko skończyła odwróciła się w stronę
dyrektora, który ze zmartwieniem przyglądał się leżącej dziewczynie. Obok niego
stał Potter, który jak jej się wydawało znał rolę tej dziewczyny. – Kim ona
jest?
- To Susanne,
córka Severusa – odpowiedział dyrektor, wiedząc co go teraz czekało. Poppy
Pomfrey zawsze twierdziła, że to nieludzkie zmuszać człowieka do szpiegostwa i
narażać na wizyty u Voldemorta. Za każdym razem, gdy była zmuszona leczyć
Severusa Snape’a, dobitnie przedstawiała dyrektorowi swoje zdanie.
- Albusie, jak
mogłeś? Po tym co się stało z Severusem, do tego samego zmuszasz jego córkę.
Ona nie ma więcej niż siedemnaście lat! To jeszcze dziecko!
- Poppy,
wytłumaczę ci to wszystko, ale jak wrócimy do Hogwartu. Teraz chyba dziewczyna
potrzebuje spokoju – oznajmił pojednawczo próbując uspokoić pielęgniarkę.
- Oczywiście,
że mi to wytłumaczysz – oznajmiła twardo. – Kto z nią teraz zostanie? –
zapytała już spokojniej.
- Harry. Mieszkają
tu razem – odpowiedział dyrektor, na co kobieta tylko uniosła brwi ze
zdziwieniem i spojrzała na niego takim wzrokiem, po którym zrozumiał, że czeka
go długa spowiedź.
- Kochaneczku –
zwróciła się do chłopaka – jak tylko się obudzi podaj jej ten eliksir – mówiła
wyciągając ze swojej torby fiolkę z czerwonym eliksirem. – To eliksir na skutki
Cruciatusa – wyjaśniła. – Jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy, ty albo ta
dziewczyna, to ten kominek jest połączony z tym w Skrzydle Szpitalnym. O każdej
porze możesz śmiało do mnie przychodzić – oznajmiła, a Harry tylko kiwał głową,
bojąc się powiedzieć cos więcej. Po raz pierwszy widział pielęgniarkę w takim
humorze, właściwie pierwszy raz widział, żeby ktoś tak krzyczał na Albusa
Dumbledore’a.
- Harry, jak
Susanne dojdzie do siebie, przekaż jej, że na nią czekam w Hogwarcie – wtrącił
się dyrektor.
- Dobrze,
proszę pana – przytaknął chłopak. Przed wyjściem jeszcze dyrektor jednym
machnięciem różdżki zdjął z dziewczyny szatę śmierciożerców i sprawił, że pojawiła
się ona równo złożona na drugim fotelu, po czym poprosił Harry’ego, aby schował
on ją gdzieś gdzie nikt niepowołany jej nie zobaczy.
- Aaa i Harry –
zwrócił się jeszcze na koniec do niego dyrektor – wszystkiego najlepszego z
okazji urodzin. – Po czym mrugnął do niego z uśmiechem i zniknął w zielonych
płomieniach. Pielęgniarka również przed odejściem uśmiechnęła się do niego z
sympatią i chwilę później Harry był sam z nieprzytomną dziewczyną.
Gdy spojrzał na
zegar rzeczywiście zdał sobie sprawę, z tego, że od godziny był pełnoletni.
Więc tylko dlatego, że wreszcie mógł uniósł szaty dziewczyny zaklęciem
lewitującym i przeniósł je do pokoju, który zajmowała. Potem zaraz wrócił do
salonu, gdzie spała Susanne. Nie wiedział co ze sobą zrobić, ale nie chciał zostawiać
dziewczyny samej. Tak na wszelki wypadek. Był pewien, że po tych wszystkich
wydarzeniach nie będzie w stanie usnąć, więc znalazł sobie jakąś książkę do
czytanie i usiadł w wygodnym fotelu obok. Po jakimś czasie jednak zasnął. Sam
nie wiedział kiedy to się stało, nie zdążył nawet odłożyć książki, która spadła
z głuchym łoskotem na ziemię. Rano obudził go dźwięk uderzenia. Gdy tylko
otworzył oczy zobaczył Susanne siedzącą na kanapie i trzymającą się za kolano.
Prawdopodobnie próbując wstać uderzyła się kolanem o ławę stojącą przy kanapie,
na której spała.
- Cześć –
przywitał się.
- Cześć –
odpowiedziała mu słabym głosem, w którym jednak słychać było już nutę złości.
Gdy ból w kolanie jej przeszedł, wyciągnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu.
Na tej nieszczęsnej ławie ujrzała fiolkę z eliksirem. Harry obserwował jak
chwyciła naczynie i zaczęła mu się przyglądać, po czym otworzyła je i
powąchała.
- To eliksir…
-
Pocruciatusowy – przerwała mu. – Poznałam – stwierdziła i wypiła całą
fiolkę. – Kto go tu zostawił?
- Pani Pomfrey
– odpowiedział jednak widząc niezrozumienie na jej twarzy wytłumaczył dalej. –
Pielęgniarka z Hogwartu.
- Co tu się
właściwie wczoraj działo? Nie bardzo pamiętam swój powrót – wyjaśniła chcąc
dowiedzieć się czegoś więcej.
- Jak tylko
weszłaś to zemdlałaś. Od razu powiadomiłem Dumbledore’a, a on przyszedł tu z
Pomfrey. Zbadała cię, rzuciła na ciebie jakieś czary, po czym kazała odpoczywać
i wypić ten eliksir, gdy się obudzisz – wyjaśnił wzruszając ramionami.
- To wszystko?
- W między
czasie jeszcze krzyczała na Dumbledore’a. Chyba domyśliła się kim jesteś, bo
wyrzuciła mu parę rzeczy o Sn… twoim ojcu – poprawił się szybko.
- Krzyczała na
Dumbledore’a? – zapytała z niedowierzaniem, po czym uśmiechnęła się mściwie. –
Chyba zaczynam ją lubić – mruknęła do siebie. – A ty po co tu spałeś? Pokoju
sobie jeszcze nie wybrałeś? – zadrwiła.
- Oczywiście,
że wybrałem. Po prostu zasnąłem czytając – odpowiedział buńczucznie mając
nadzieję, że dziewczyna nie będzie drążyła tematu, bo sam nie wiedział jak ma
jej wytłumaczyć, że po prostu nie był pewny, czy już nic jej nie jest i wolał
być blisko na wypadek, gdyby coś się zadziało. Susanne jednak skwitowała to uniesieniem
brwi i rozbawionym prychnięciem. – Dumbledore kazał ci przekazać, że czeka na
ciebie jak tylko dojdziesz do siebie – rzucił, aby jak najszybciej zmienić
temat.
- Jakbym nie
wiedziała – prychnęła. Po czym wstała, aby się ogarnąć. Potrzebny jej był gorący
prysznic i to natychmiast. Wiedziała, że kąpiel rozluźni jej spięte mięśnie.
Gdy była już w progu zatrzymała się jakby o czymś sobie przypomniała. Odwróciła
się więc do Harry’ego. – Potter, dzięki. – Chwilę później już jej nie było, a
Harry ponownie został sam zastanawiając się za co właściwie mu dziękowała.
Ten stan rzeczy
nie trwał zbyt długo. Gdy tylko udało mu się trochę doprowadzić salon do
porządku z kominka wyszła dwójka jego najlepszych przyjaciół i była dziewczyna.
Miał nadzieję, że minie jeszcze trochę czasu nim ją zobaczy i jakoś przygotuje
się do tego spotkania. Zerwał z Ginny pod koniec zeszłego roku szkolnego. Po
wydarzeniach na wieży astronomicznej wiedział, że powolnymi krokami zbliża się
koniec i nie chciał, aby rudowłosa cierpiała jeśli coś mu się stanie. Nie
chciał jej też niepotrzebnie narażać. Miał to szczęście, że dziewczyna go
rozumiała.
- Cześć stary!
Wszystkiego najlepszego! – wykrzyczał od razu na wstępie Ron i rzucił się na
niego z mocnym uściskiem. Potem został przytulony przez Hermionę i Ginny, która
jednak zarumieniła się delikatnie, po czym spuściła głowę zawstydzona. Cała
trójka złożyła mu serdeczne życzenia. – Mama przygotowała ci przyjęcie
niespodziankę, więc wieczorem będziemy tu świętować twoją siedemnastkę i wtedy
dostaniesz prezenty od nas.
- Ron to miała
być niespodzianka! – wykrzyknęła oburzona Hermiona.
- Nie
przesadzaj przecież Harry nie jest dzieckiem, a musi wiedzieć, że nie
zapomnieliśmy o prezentach dla niego – wytłumaczył, na co czarnowłosy chłopak
zaśmiał się głośno. Sam nawet nie wiedział jak bardzo przez ten miesiąc w
odosobnieniu brakowało mu przyjaciół. Sam w tym domu też nie czuł się dobrze,
szczególnie gdy na każdym kroku przypominał sobie Syriusza. A z niechcianą
współlokatorką nie miał jeszcze zbyt wiele do czynienia, a z resztą nie była
ona raczej idealnym kompanem do oderwania się od złych myśli. Za to jego
przyjaciele świetnie odegrali tę rolę. Teraz zajęli go wesołą rozmową i nawet
wbrew swoim przeczuciom jego relacja z Ginny wydawała się zupełnie naturalna. Po
niecałej godzinie ich sielankę przerwało wejście czarnowłosej dziewczyny.
Chociaż Susanne słyszała głosy dobiegające z salonu nie spodziewała się, że
przerwie tak wesołą atmosferę. W salonie zastała jej niechcianego współlokatora
oraz trzy zszokowane osoby, które wpatrywały się w nią. Kojarzyła rudowłosego
chłopaka oraz brązowowłosą dziewczynę, ale druga rudowłosa dziewczyna była jej
nieznana. Wydawała jej się najmłodsza z tej grupy, a po kolorze włosów
wywnioskowała, że należy do rodziny Weasley’ów.
- O widzę,
Potter, że sprowadziłeś tu swój fanklub – zadrwiła.
- To nie
fanklub, tylko przyjaciele, ale ty chyba nie wiesz za dużo na ten temat –
odpowiedział jej w ten sam sposób.
- Widzę, że się
wyrabiasz – prychnęła z czymś co Harry zaliczył do jej wersji delikatnego
uśmiechu. – W takim razie nie będę przeszkadzać w tym przyjacielskim spotkaniu
– oznajmiła i skierowała się w stronę kominka.
- Czekaj –
zatrzymała ją Hermiona. – Może wreszcie byśmy się poznali. Już raz się
widziałyśmy, ale nie mieliśmy szansy nawet porozmawiać. Wiesz, braliśmy udział…
- Tak, tak, w
przeniesieniu tego tam – machnęła głową w stronę Harry’ego, - ale tak jak wtedy
tak i teraz nie mam czasu na jałowe pogawędki o niczym, więc dajmy sobie z tym
spokój. – Susanne powiedziała to wszystko z pełnym spokojem i nieco fałszywym
uśmiechem, który miał sprawić, aby jej rozmówczyni nie poczuła się urażona. I
choć swoimi słowami sprawiła, że Hermiona postanowiła dać jej spokój, to
jednocześnie rozzłościła drugą dziewczynę.
- Za kogo ty
się uważasz?! – Ginny wstała i stanęła jej na drodze. – Nie wiem kim jesteś,
ale nie pozwolę się traktować jak ktoś gorszy! – Susanne zupełnie nie
spodziewała się czegoś takiego. Bardzo chętnie wybuchnęłaby śmiechem w twarz
tej dziewczynie, ale nie miała czasu na przepychanki. Pozostała trójka
obserwowała ich tylko z szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co zrobić.
- Dziewczynko,
daj sobie spokój z tymi dziecinnymi wrzaskami. Nie mam czasu na takie zabawy –
oznajmiła spokojnie po czym zmierzyła rudowłosą z drwiącym uśmiechem. – Potter,
wam mnie odpowiednio przedstawi – stwierdziła, a po chwili zniknęła w kominku.
- Kto to w
ogóle jest?! – wykrzyknęła oburzona Ginny. – Ona jest… - przerwała biorąc wdech
i próbując znaleźć odpowiednio obraźliwe słowo, jednak Harry szybko się
wtrącił.
- Skomplikowana
– stwierdził z nikłym uśmiechem. – Kompletnie nie umiem jej rozgryźć.
-
Skomplikowana? – żachnęła się dziewczyna obrzucając chłopaka niedowierzającym
spojrzeniem. – Miałam na myśli, że jest wredną su…
- Ginny, nie
wyrażaj się tak! – zestrofowała ją Hermiona.
- No cóż
nazwisko zobowiązuje – wyjaśnił Harry.
- Nazwisko? To
kim ona jest? – zapytała spokojnie jego przyjaciółka.
- To Susanne
Snape.
- Snape?! –
rozległo się z trzech gardeł.
- Córka Snape’a
– dodał niemrawo.
- To profesor
Snape miał córkę? – zapytała Hermiona zdziwiona.
- Córka
Snape’a? Która, by chciała mieć z nim dziecko? – w tym samym czasie odezwał się
Ron.
- Nie pytajcie
mnie o nic więcej, bo jak zauważyliście nie jest rozgadana. Wiem tylko, że jest
w naszym wieku i od września idzie do Hogwartu na siódmy rok.
- To już się
nie dziwię, że jest tak mało towarzyska. Szczególnie po tym co ją ostatnio
spotkało – zauważyła brązowowłosa. – Co miałeś na myśli mówiąc, że jest
skomplikowana? – zapytała jeszcze z ciekawością patrząc na przyjaciela.
- Nie miałem
okazji zbyt często z nią przebywać – stwierdził wzruszając ramionami. – Z
resztą z reguły zachowuje się tak jak teraz, ale potem potrafi zaskoczyć na
przykład dziękując mi.
- Jest dobrze wychowana
to chyba dobrze – zauważyła Hermiona nie będąc pewna co właściwie miał na myśli
chłopak.
- Harry, a za
co ona musiała ci dziękować – zapytał ze śmiechem Ron mrugając do niego.
- Debil –
skwitowała zachowanie brata Ginny. – Harry na pewno był po prostu miły, w
porównaniu do niej – zauważyła, na co Potter lekko się zaczerwienił, i w tej
chwili pożałował, że zaczął ten temat z przyjaciółmi, bo Hermiona od razu
zwróciła uwagę na jego zachowanie i popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Nic takiego
nie zrobiłem – stwierdził po chwili, gdy cała trójka wpatrywała się w niego
intensywnie. – Po prostu ona wczoraj chyba wróciła z jakiejś misji i była w
kiepskim stanie. Od razu po wejściu zemdlała – zaczął mówić, po czym
opowiedział im wszystko co działo się poprzedniego wieczora. – A kiedy
Dumbledore z Pomfrey wyszli zostałem z nią sam. Nie chciałem jej zostawiać
samej na wypadek, gdyby coś jej było, i tak zasnąłem na fotelu. Rano ona
oczywiście mnie wyśmiała, ale potem podziękowała. Do tej pory nie wiem za co dokładnie.
- Harry
przecież, gdyby groziło jej coś poważnego, to Dumbledore zabrałby ją do
Hogwartu. Jeśli ją tutaj zostawili i to jeszcze bez żadnej opieki, to była
bezpieczna i pewnie musiała po prostu odpocząć – wyjaśniła Hermiona, a w jej
głosie, choć próbowała to ukryć, Harry słyszał politowanie.
- Oj Harry, ty
i ta twoja obsesja na punkcie ratowania wszystkich – zaśmiał się Ron, a Harry choć
wiedział, że przyjaciele nie mieli nic złego na myśli to zrobiło mu się
odrobinę głupio. Szybko zmienił temat i wreszcie wszyscy zapomniali o pannie
Snape.
Susanne w tym
samym czasie pojawiła się w gabinecie Dumbledore’a. Dyrektor najpierw wypytał
ją o samopoczucie, szybko jednak przeszedł do rzeczy. Zrelacjonowała mu
chłodnym głosem cały swój pobyt w Malfoy Manor.
- Czego cię
nauczał? – zapytał z trwogą, gdy tylko usłyszał o tym, że Susanne ma pobierać
nauki od samego Lorda Voldemorta.
- A jak pan
myśli? Oczywiście niewybaczalnych – prychnęła.
- Jak ci
poszło? – zapytał obawiając się odpowiedzi. Susanne obdarzyła go zdegustowanym
wzrokiem.
- Przy
odpowiedniej motywacji każdemu by się wreszcie udało. A to czego nie można
odmówić Czarnemu Panu, to właśnie odpowiednia motywacja – oznajmiła, po czym
zrelacjonowała mu cały przebieg lekcji, a potem spotkania śmierciożerców, nie
ukrywając nawet tego, że to w podobiznę dyrektora miała przyjemność rzucać
Cruciatusa.
- Pozwolił ci
rzucić na siebie imperiusa? – Dumblodore był wyraźnie pod wrażeniem gdy to
usłyszał, że nawet nie przejął się torturami skierowanymi w swoją podobiznę.
Susanne tylko znudzona skinęła głową.
- Zaraz po tym
spotkanie się skończyło, a ja mogłam wreszcie wrócić. Oznajmił mi tylko, że
następnym razem spotkamy się na kolejnej lekcji, a ja w tym czasie mam się
dowiedzieć wszystkiego o Potterze.
- Lord Voldemort
dla ciebie ściśle określony plan – oznajmił. – Zdajesz sobie z tego sprawę? –
zapytał z uwagą przyglądając się dziewczynie. Susanne jednak tylko zmierzyła go
drwiącym spojrzeniem.
- To zupełnie
jak pan – prychnęła. – I owszem zdaję sobie z tego sprawę. I jedyne do czego
dążę w tym wszystkim to zrealizować własne cele. – Zamilkła, po czym oboje
utkwili w sobie pełen powagi wzrok.
- W takim razie
mam nadzieję, że nasze cele są zbieżne – zauważył Dumbledore. – A teraz jeśli
to wszystko co miałaś mi do powiedzenie to myślę, że możemy się rozstać –
zauważył uśmiechając się do niej życzliwie. Jednak Susanne zauważyła, że
właściwie było to polecenie, które ona miała natychmiastowo zrealizować.
- Oczywiście,
mam tylko jeszcze jedno pytanie.
- Proszę –
zachęcił ją mężczyzna.
- Ostatnio
podczas zwiedzania Grimmould Place zauważyłam, że jest tam dostępne bardzo
dobrze wyposażone laboratorium. Chciałabym zacząć z niego korzystać, byłoby to
dużo łatwiejsze, niż teraz gdy za każdym razem, gdy chcę coś uwarzyć muszę
przenosić się na Spinner’s End.
- Oczywiście
możesz z niego korzystać. Co prawda cały dom, jak i wszystko co się w nim
znajduje należy do Harry’ego, ale nie sądzę, aby był temu przeciwny.
Szczególnie, że laboratorium to raczej ostatnie miejsce, w którym chciałby
przebywać – zakończył żartobliwie. Susanne jednak nie była zbyt rozbawiona, gdy
tylko pomyślała o swoim współlokatorze, dlatego jej jedyną reakcją było
zdegustowane prychnięcie. Po czym kiwnęła dyrektorowi głową na pożegnanie i
skierowała do kominka. Jednak gdy już wypuściła proszek Fiuu ze swojej dłoni,
usłyszała jeszcze głos dyrektora.
- Miłej zabawy
życzę – oznajmił z uśmiechem i tymi swoimi migoczącymi oczami.
Dziewczyna zupełnie nie wiedziała o co mu chodzi, jednak nie zdążyła zapytać,
gdyż ogień z kominka ją pochłonął i zaczął przenosić. Szybko jednak się o tym
przekonała, gdyż wychodząc z kominka na Grimmould Place trafiła na dużą grupę
ludzi śpiewających Sto lat! Chłopakowi, który stał przy wielkim
czekoladowym torcie i uśmiechał się wesoło.