31 stycznia 2022

ROZDZIAŁ 4: ZAUFANIE

 

Harry wściekły ruszył za dziewczyną chcąc dowiedzieć się więcej. Gdy dotarł na miejsce nie mógł uwierzyć, że przywitał go tam Dumbledore, który uśmiechał się tak szeroko. Przecież wyraźnie mówił dyrektorowi, że nie chce mieć z tym miejscem nic wspólnego. Mogli korzystać z tego domu jako kwatery, ale on nie chciał tu przebywać. Przed oczami niemal od razu pojawił się Syriusz wpadający w zasłonę. Zacisnął mocno dłonie nie chcąc więcej o tym myśleć.

- Witaj Harry – przywitał się ciepło dyrektor. – Cieszę się, Susanne, że wszystko przebiegło zgodnie z planem – zwrócił się do dziewczyny, na co ta tylko prychnęła, a Harry zdał sobie sprawę, że wreszcie poznał jej imię.

- Co ja tu robię? – zapytał wściekły chłopak nie chcąc dłużej czekać.

- Przykro mi Harry, ale musisz tu zamieszkać do końca wakacji. To teraz najbezpieczniejsze miejsce dla ciebie – wytłumaczył starszy mężczyzna.

- Mówiłem panu, że nie chce tu być! Nie chcę mieć z tym domem nic wspólnego!

- Harry musisz zrozumieć, że nie mieliśmy innego wyjścia. Proszę uspokój się, a wszystko ci wytłumaczę. – Susanne wreszcie nie wytrzymała i postanowiła się wtrącić.

- Kto by pomyślał, że Dumbledore nie liczy się ze zdaniem innych – prychnęła. - Potter, pół czarodziejskiej Anglii, zajmuje się tym, abyś był bezpieczny, więc z łaski swojej, doceń to i siedź na dupie tam gdzie ci każą, a nie zachowujesz się jak rozwydrzony bachor – warknęła.

- Nie wiem nawet kim ty jesteś, więc nie będziesz mi rozkazywać! – Harry zaczynał być coraz bardziej wkurzony. Co prawda obiecał sobie, że zacznie w pełni ufać decyzjom dyrektora, ale nie miał tu na myśli słuchania jakiejś obcej dziewczyny, która uważała się za niewidomo kogo.

- Dzieci uspokójcie się – poprosił Dumbledore chcąc załagodzić rosnący spór. Dwójka nastolatków jednak słysząc ten zwrot na niego skierowała swoje wściekłe oblicza. – To nie czas na kłótnie. Zaraz wszystko wam wytłumaczę, ale sądząc pa waszej reakcji nie zostaliście sobie odpowiednio przedstawieni. Myślę, że czas to zmienić. – Susanne przewróciła oczami nie wierząc w to co słyszy. Zdecydowanie wolała robić coś innego, niż niańczenie rozwydrzonego nastolatka. – Susanne, to jest właśnie Harry Potter. Harry to jest Susanne Snape. – Harry słysząc to nazwisko, aż cofnął się o krok. Nie mógł uwierzyć, że znowu je słyszy. Po tym jak w Proroku Codziennym ukazała się informacja o śmierci jego znienawidzonego nauczyciela eliksirów, był pewny, że nie będzie musiał już mieć do czynienia z nikim o tym nazwisku. Co więcej był pewny, że nikt więcej z takim nazwiskiem nie istnieje. Dziewczyna za to uśmiechnęła się wrednie widząc reakcję chłopaka. – Do końca wakacji będziecie tu mieszkać razem.

- Ale panie dyrektorze dlaczego z nią?! – Harry nie mógł uwierzyć, że nie dość, że ma siedzieć przez miesiąc w tym miejscu to jeszcze z nią.

- Ja również nie jestem zadowolona – szepnęła do siebie Susanne.

- Bo potrzebuję was tutaj razem – oznajmił starszy mężczyzna. – Harry, Susanne to córka, jak pewnie wiesz, zmarłego Severusa Snape’a, i od września pójdzie tak jak ty na siódmy rok do Hogwartu – wyjaśnił. – Teraz jest w Zakonie i moim życzeniem jest to, aby tu przebywała.

- Ale jak to w Zakonie?! Ona jest w moim wieku, a mi pan nie chciał pozwolić na dołączenie do Zakonu! – Potter nie mógł uwierzyć w to co słyszy. On gdy tylko wspominał o dołączeniu do walki to wszyscy mu powtarzali, że jest za młody, i że jeszcze będzie miał na to czas, a ona pojawia się znikąd i od razu jest w Zakonie.

- Harry, jakbyś dał mi dokończyć, to usłyszałbyś, że jak tylko za dwa dni osiągniesz odpowiedni wiek, to również chciałbym ci zaproponować członkostwo. – Gryfon na takie oświadczenie zrobił wielkie oczy, nie mógł uwierzyć w to co słyszy.

- Naprawdę? – zapytał nie dowierzając. – Oczywiście, że się zgadzam – niemal wykrzyknął nie czekając na odpowiedź.

- Cieszę się, że się zgadzasz. O tym porozmawiamy kiedy indziej, jednak teraz chciałbym ci powiedzieć coś bardzo ważnego, co właśnie dotyczy obecnej tu Susanne. – Dziewczyna miała złe przeczucia, co do tego co takiego chciał zdradzić mężczyzna, więc patrzyła na niego podejrzliwie. – Jak wiesz Severus Snape był naszym szpiegiem w szeregach Lorda Voldemorta. Po jego śmierci jego rolę przejęła Susanne.

- Obiecał mi pan! Nikt więcej miał nie wiedzieć! – Susanne zerwała się z fotela, na którym do tej pory siedziała znudzona.

- Kto by się spodziewał, że Dumbledore nie liczy się ze zdaniem innych – przedrzeźnił ją Harry, powtarzając jej własne słowa sprzed chwili. W tej chwili nie przejął się, że stoi obok dziewczyny, która została szpiegiem u jego wroga, tylko cieszył się, że straciła swoje opanowanie, które nieźle zaczynało go wkurzać.

- Zamknij się! – rozkazała mu wściekle, na co Potter obrzucił ją oburzonym wyrazem twarzy. – Jak mam panu zaufać – swoje słowa skierowała do Dumbledore’a – i szpiegować dla pana skoro cały czas mnie pan okłamuje?

- Susanne, przykro mi, ale robię wszystko, aby pokonać Lorda Voldemorta. Niestety mam szerszy obraz niż ty, więc postępuję według swoich zasad – wytłumaczył jej spokojnie. – Obiecuję, że Harry jest ostatnią osobą, która się o tym dowiedziała bez twojego pozwolenia. Chcę, abyście w przyszłości współpracowali ze sobą, a do tego niezbędne jest zaufanie między wami. Nie wiedząc o sobie tak ważnej rzeczy nie byłoby ono możliwe do zaistnienia. – Susanne wpatrywała się jeszcze przez chwilę w dyrektora wściekłym wzrokiem zaraz jednak chwyciła przez bluzkę za medalion wiszący na jej piersi. Nie sądziła, że będzie się on rozgrzewał tak mocno. Nie była pewna czy na jej dekolcie nie zostanie ślad po oparzeniu.

- Zaufam panu ten ostatni raz – odpowiedziała zimno. – A teraz zajmę się swoimi obowiązkami. Znajdę pana, dyrektorze po spotkaniu z Czarnym Panem. A pan niech wytłumaczy wszystko Potterowi, bo nie mam zamiaru go niańczyć jak wrócę – warknęła i skierowała się do wyjścia. Harry patrzył na nią z niedowierzaniem, nie wierząc jak można być tak wkurzającym. Choć chwilę potem uzmysłowił sobie z kim spokrewniona jest ta dziewczyna i odpowiedział sobie, że właściwie można być gorszym.

- Panie profesorze, czy może mi pan wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi? Czemu muszę tu być, a nie na przykład w Norze? Przecież zawsze tam spędzałem wakacje.

- Harry, musisz zrozumieć, że Kwatera to teraz najbezpieczniejsze miejsce. Nie bez powodu powiedziałem ci czym zajmuje się Susanne. Jeśli przebywałbyś w Norze, ona musiałaby to przekazać Voldemortowi. A dzięki temu, że jest członkiem Zakonu Feniksa nie może nikomu, nawet Voldemortowi zdradzić gdzie znajduje się Kwatera – wytłumaczył, mając nadzieję, że nastolatek przed nim zrozumie.

- Ale dlaczego właśnie ona? – zapytał ze zrezygnowaniem. – Nie wiedziałem nawet, że Snape miał córkę, a ona jest taka sama jak on. – Dumbledore zaśmiał się cicho na te słowa.

- Harry, dla ciebie to nadal profesor Snape – pouczył go. – Ale masz rację Susanne jest niezwykle podobna do ojca, jednak bardzo cierpi po jego śmierci. Proszę cię abyś był dla niej wyrozumiały. Jak na swój wiek jest niezwykle dojrzała i potężna magicznie. Wierzę, że współpracując możecie osiągnąć naprawdę bardzo dużo. – Harry popatrzył na niego powątpiewająco, ale skinął głową. – Chciałbym ją w przyszłości wprowadzić w sprawę horkruksów, gdy będzie blisko Voldemorta, może nam pomóc je zlokalizować. Ale na razie musi się wkupić w jego łaski. My natomiast spotkamy się po twoich urodzinach. Wstąpisz wtedy do Zakonu, a teraz proszę, abyś zachowywał się dobrze, nigdzie nie wychodził i do urodzin nie używaj magii. I przekaż proszę Susanne jak wróci, że czekam na nią bez względu na porę. W razie jakbyś mnie potrzebował zawsze możesz do mnie zafiukać – oznajmił po czym sam ruszył do kominka wywołując gabinet dyrektora w Hogwarcie.

W tym samym czasie Susanne pojawiła się przed obliczem Czarnego Pana. Gdy tylko się tam znalazła, zauważyła, że znajduje się w tym samym pomieszczeniu co zawsze, a w środku jest tylko Voldemort i krążąca wokół niej Nagini. Zanim jednak zdążyła się przywitać dosięgnął ją czerwony promień, w którym od razu rozpoznała Cruciatusa. To był pierwszy raz gdy została nim ugodzona i choć wiele razy zastanawiała się jakie to może być uczucie, to ból jaki się rozprzestrzenił w jej ciele, był nieporównywalny z niczym co do tej pory czuła. Miała wrażenie, że wszystkie jej zakończenia nerwowe zostały zaatakowane i palą ją żywym ogniem. Klątwa zrzuciła ją z nóg i zmusiła do krzyku. Choć próbowała to powtrzymać to nie mogła. Wreszcie po kilku minutach ciągłego bólu wszystko ustało, a ona wiedząc, że ma jedyną szansę na przekonanie Czarnego Pana do siebie, w miarę swoich możliwości, szybko wstała i stanęła dumnie przed swoim Panem.

- Okłamałaś mnie – syknął do niej.

- Panie, to nie tak! To Dumbledore zmienił wszystko w ostatniej chwili. Gdy tylko się dziś pojawił w Kwaterze i powiedział, że to dziś przeniesiemy Pottera, chciałam od razu się do ciebie teleportować, ale on zmusił mnie do uczestniczenia w tym – mówiła pewnie bez cienia strachu.

- Wytłumacz! – rozkazał.

- Panie, tak jak mówiłam. Starzec pojawił się dziś wieczorem w kwaterze, razem ze wszystkimi, którzy mieli w tym uczestniczyć, i stwierdził, że zmienia plany i to dzisiaj przeniosą Pottera. Chciałam od razu wymknąć się stamtąd, aby wszystko ci przekazać, Panie, ale to nie było wszystko. On kazał mi teleportować się z nimi wszystkimi do domu Pottera i razem z nim teleportować się prosto do kwatery. Sam stwierdził, że będzie na nas czekał na miejscu. Nie chciałam się zdradzić, więc musiałam robić co mi każe.

- A nie pomyślałaś, żeby teleportować się z Potterem tutaj? – Susanne słyszała w jego głosie, że nadal jest wściekły, więc musiała szybko coś wymyślić, aby go uspokoić.

- Panie, ja wiem, że zabicie Pottera jest twoim priorytetem, ale jeśli chcesz przejąć Hogwart, to potrzebujesz kogoś zaufanego, w szeregach tych miłośników mugoli. Nie chciałam się zdradzić, a Potter to tylko głupi nastolatek z dużym fartem. Wierzę, że to nie była ostania okazja, aby go dorwać. Obiecuję, że więcej cię nie zawiodę, ale pozwól mi proszę kontynuować to co robię – mówiąc to skłoniła głowę w geście poddaństwa. Voldemort wstał ze swojego tronu i zaczął ją obchodzić. Wreszcie jednak stanął za nią.

- Zaczynasz myśleć samodzielnie i co najważniejsze twoje myślenie jest zbieżne z moim. Podoba mi się to – syknął jej do ucha stojąc za nią. – Skoro teraz mieszkasz z Potterem, będziesz mi przekazywać o nim wszystko. Chcę znać jego każdy nawyk, bez wyjątku – rozkazał ponownie stając przed nią. – Ale to później. Dzisiaj już tu zostaniesz. Na jutro mam dla ciebie zajęcie, a wieczorem będziesz uczestniczyć w spotkaniu Wewnętrznego Kręgu. A teraz odejdź.

Susanne nie czekając na nic wyszła w poszukiwaniu gospodarzy, którzy wskażą jej miejsce, w którym będzie mogła zaczekać na jutrzejszą rozrywkę. Niechętnie odnosiła się do pomysłu Czarnego Pana, aby tu zostać, ale wiedziała, że jemu się nie sprzeciwia. Przeszła przez mroczny hol i ruszyła w stronę bogato zdobionych schodów. Gdy weszła na piętro ujrzała wysokiego blondwłosego chłopaka o ostrych rysach twarzy, który z szyderczym uśmiechem przyglądał się jej.

- Snape, nie spodziewałem się ciebie tutaj – odezwał się przeciągając głoski. – A przynajmniej nie po tym co się ostatnio stało.

- Draco, chyba nie sądzisz, że to tobie będę się tłumaczyć – odpowiedziała z kpiącym uśmiechem. Zawsze gdy się spotykali, bawiło ją jak ten chłopak się wywyższał.

- To mój dom – oznajmił tylko mierząc ją od góry do dołu.

- W chwili obecnej jest to siedziba Czarnego Pana i to jego życzeniem jest, abym tu została. Jeśli masz co do tego, jakieś ale to wiesz gdzie go szukać.

- Czarnemu Panu się nie sprzeciwiamy – warknął przez zaciśnięte wargi. Zawsze wkurzała go ta jej pewność siebie, a jednocześnie imponowało mu, że nigdy nie pokazała innym, że może być gorsza.

- W tym akurat się zgadzamy – stwierdziła i uśmiechnęła się niemal przyjaźnie. Jednak właśnie w tej chwili przerwało im pojawienie się wysokiej dumnej blondynki.

- Draco, czemu zaczepiasz naszego gościa, zamiast nakazać skrzatom, aby pokazały jej pokój gościnny? – odezwała się patrząc na nich z góry.

- Spokojnie pani Malfoy, Draco właśnie zaoferował mi to samo – powiedziała grzecznie Susanne w jego imieniu. Kobieta tylko zmierzyła ich wzrokiem, po czym zawołała skrzata i rozkazała mu pokazać gościowi wolną sypialnię. Na koniec jeszcze oznajmiła Susanne, że jeśli potrzebowałaby czegoś to może sobie wezwać skrzata i odeszła zabierając ze sobą Draco. Susanne chcąc, nie chcąc ruszyła za skrzatem który zaprowadził ją do jej pokoju. Po wejściu uznała, że jest to bardziej apartament niż zwykły pokój. Miała dostęp do wielkiej łazienki i do garderoby. Sam pokój urządzony był bardzo bogato z przepychem, a jednak ze smakiem. Nie było tu miejsca na kicz. Po całym dniu chętnie skorzystała z wielkiej wanny, dostępnej w łazience. Gdy wyszła z niej po niecałej godzinie ujrzała, że na szafce czekają na nią odpowiednie szaty do spania. Chętnie z nich skorzystała, a następnie ruszyła do łóżka, ledwo już trzymając otwarte oczy.

 

W tym samym czasie Harry siedział w salonie nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Dumbledore wyraźnie zabronił mu gdziekolwiek wychodzić, więc siedział właśnie w kolejnym domu, z którego nie mógł się ruszyć. I znowu był sam. W tej chwili chyba nawet nie przeszkadzałoby mu towarzystwo tej całej Snape. Uznał, że nie może dziwić się Syriuszowi, że nie mógł wytrzymać w takim zamknięciu, a on spędził to ponad rok. Ten dom, był ostatnim miejscem, o którym Harry pomyślałby, że jest przytulną kryjówką. Może i było bezpiecznie, ale to nie było miejsce, w którym chciało się przebywać. Szczególnie, gdy wszystko przypominało mu o Syriuszu. Myślał już, że pogodził się z tą stratą, ale tutaj wszystko do niego wracało. Po godzinie spędzonej na siedzeniu i rozmyślaniu, głównie o Syriuszu, uznał, że traci tylko czas i wybrał się, aby poszukać sobie jakiejś sypialni. Odruchowo skierował się, aby zająć pokój, z którego korzystał, gdy był tu dwa lata temu, ale jednak po przemyśleniu ruszył w stronę sypialni niegdyś należącej do Syriusza. Gdy wszedł do pomieszczenia uznał, że od ostatniej bytności gospodarza nic się tu nie zmieniło. Porządek musiał zostać utrzymany przez skrzaty, bo nigdzie nie widział nawet śladu kurzu. Z delikatnym uśmiechem podszedł do ściany, na której wisiał plakat motoru oraz zdjęcia jego ojca chrzestnego z młodości. Ze świecącymi od śladu łez oczami znalazł zdjęcia przedstawiające Syriusza i jego ojca jako nastolatków, całej czwórki Huncwotów siedzących na błoniach w Hogwarcie, a także ze ślubu swoich rodziców, a nawet jedno przedstawiające jego samego. Harry uznał, że musiało zostać zrobione podczas spędzonych tutaj świąt Bożego Narodzenia. Jedynych, które spędził z namiastką rodziny. Teraz nie było nikogo, kto dałby mu tę rodzinę. Nie chcąc o tym myśleć uznał, że to jest dobry czas na przyszykowanie się do snu. Po kąpieli zdał sobie sprawę, że zegar wskazują już drugą w nocy i pomyślał o swojej niechcianej współlokatorce. Wiedział gdzie jest i przez chwilę zastanawiał się czy nic jej nie jest skoro jeszcze nie wróciła. Jednak szybko otrząsnął się z tych myśli, uznając, że dziewczyna sobie poradzi, skoro podjęła się takiego zadania i poszedł spać.


***

Cześć. Z jednodniowym opóźnieniem, ale zapraszam Was serdecznie do czytania. Mam nadzieję, że opowiadanie wzbudza u Was ciekawość. Na kolejny rozdział zapraszam Was za dwa tygodnie w ramach prezentu walentynkowego :)

Pozdrawiam,

AniaXXX

23 stycznia 2022

ROZDZIAŁ 3: PRZENIESIENIE

 

Na Privet Drive 4 w Surrey od dwóch tygodni oprócz rodziny, składającej się z małżeństwa i nastolatka, który był ich synem, przebywał także drugi nastolatek. Siedemnastoletni Harry Potter ogółem starał się być niezauważony i jak najrzadziej pokazywać się na oczy wujostwu. Na całe szczęście tego roku miał spokój od kuzyna, który odkąd dowiedział się na początku lipca, że niedługo zostanie przeniesiony w bezpieczne miejsce czarodziejskim sposobem, to wiecznie chodził przestraszony, a na widok Harry’ego zieleniał na twarzy. Na koniec poprzedniego roku szkolnego po tych wszystkich przeżyciach związanych z poszukiwaniem horkruksa i wieżą astronomiczną, na której słyszał jak dyrektor błaga Snape’a, aby ten go zabił, a nauczyciel eliksirów mu się sprzeciwia, Dumbledore zaprosił go na długą rozmowę, w której wyjaśnił mu wiele rzeczy. Oczywiście dopiero po tym jak udało im się przegonić z Hogwartu śmierciożerców, którzy dostali się na jego teren z pomocą Malfoy’a oraz po tym jak Snape wraz z pielęgniarką pokonali klątwę, krążącą w żyłach dyrektora, która znalazła się tam na skutek wypitej w jaskini z horkruksem trucizny. Mężczyzna opowiedział mu wszystko o planie jaki stworzył ze znienawidzonym przez Harry’ego nauczycielem. Chłopak dochodził do siebie po tym przez kolejny tydzień, rozumiejąc wreszcie, że Snape mimo swojego zachowania naprawdę jest po ich stronie. Dyrektor po raz kolejny wytłumaczył mu po co musi wrócić do domu wujostwa ten ostatni raz. Dlaczego musi tam przebywać, aż do dnia urodzin. Niestety, ale prosił o ograniczenie kontaktu z przyjaciółmi, bo wszelkie drogi komunikacji były monitorowane przez ministerstwo, w którym coraz bardziej panoszył się Voldemort. Obiecał mu także, że zrobi wszystko, aby jak najbezpieczniej przenieść go w bezpieczne miejsce. Ogółem mówił dużo o bezpieczeństwie, przestrzegając Harry’ego szczególnie przed niepotrzebnym włóczeniem się po okolicy. Nakazał mu, aby cały lipiec przesiedział w domu nie kusząc niepotrzebnie losu. I choć Harry’emu nie bardzo to odpowiadało zastosował się do poleceń dyrektora. Wiedział, że sytuacja w czarodziejskiej Anglii jest coraz gorsza, dlatego właśnie przebywał głównie w swoim pokoju, codziennie rano wykreślając z kalendarza kolejne dni lipca i nie mogąc się już doczekać urodzin, w które to wreszcie raz na zawsze opuści to miejsce. Od czasu do czasu skradał się tylko do łazienki i kuchni próbując wszelkimi siłami nie natrafić, na któregokolwiek z jego rodziny. Co prawda Dumbledore przekonywał, że ze strony Voldemorta grozi mu niebezpieczeństwo tylko poza domem, ale nie wiedział on, że przebywanie Harry’ego poza jego pokojem, może doprowadzić do czegoś znacznie gorszego, jak na przykład do tego, że wuj Vernon straci wreszcie cierpliwość i wyrzuci go z domu za wszystkie kłopoty, jakie według niego na nich sprowadza. A od drugiej wizyty Dumbledore’a na Privet Drive 4 dokładnie 3 lipca wuj wyglądał jakby niewiele mu brakowało do wybuchu. Dyrektor pojawił się u nich, aby wytłumaczyć, że wujostwo Harry’ego, jeśli chce pozostać bezpieczne, nie może zostać w swoim domu po przeniesieniu Harry’ego. Gdy tylko chłopak opuści dom i przestanie traktować go jak swój, wszystkie osłony padną, a Voldemort z dużym prawdopodobieństwem zabije rodzinę Wybrańca, aby zadać mu cios. Gdy siwowłosy mężczyzna tłumaczył im, że w noc z 30 na 31 lipca zaufani czarodzieje, w zupełnie czarodziejski sposób, zabiorą ich do zabezpieczonego przez czarodziejów bezpiecznego miejsca, wuj Vernon coraz bardziej purpurowiał. Na koniec wreszcie stwierdził, że nie zgadza się na nic co związane z TYM. Wtedy stało się coś czego Harry się zupełnie nie spodziewał. Ciotka Petunia do tej pory wciśnięta w kąt kanapy wstała, złapała się pod boki, Harry pomyślał, że wygląda zupełnie jak pani Weasley krzycząca na synów, i spojrzała srogo na męża.

- Vernonie! Uspokój się! Jeśli nie chcemy zginąć tak jak Lily – Harry pierwszy raz słyszał jak ciotka wspomina swoją siostrę, bez odrazy w głosie – to pozwolimy im się ukryć! Sami nie potrafimy tego co oni, więc sami nie ukryjemy się przed tym Lordem, który nam zagraża! – Po czym usiadła, nie zwracając już uwagi na krzywiącego się męża, który ewidentnie nie wiedział co powiedzieć. Za to zajęła się pocieszaniem Dudziaczka i przekonywaniem go, że nie pozwoli, aby stała mu się jakaś krzywda. I tak właśnie na jego widok, wujowi Vernonowi skakało ciśnienie z wściekłości, ciotka Petunia mimo swojej postawy patrzyła na niego oskarżającym wzrokiem, a Dudley kulił się w sobie mając nadzieję, że zniknie.

Tak więc Harry od 1 lipca stosował się do zaleceń dyrektora, nie włóczył się po okolicy, z przyjaciółmi wymieniał jałowe listy, na zasadzie „co u ciebie?”, „u mnie w porządku”, czy też „moje lato mija wspaniale, ale nie mogę się doczekać powrotu do Hogwartu” okraszone odpowiednią dozą sarkazmu, a do tego wszystkiego starał się nie wchodzić w drogę wujostwu. Z niechęcią spojrzał w kalendarz widząc, że pozostało mu jeszcze czternaście jednakowych dni. Harry nie wiedział tylko jednego, że całe przeniesienie będzie miało miejsce noc wcześniej niż przekazał mu to Dumbledore. A przede wszystkim nie wiedział, że miejsce jego przeniesienia będzie miejscem, w którym obiecał sobie nie postawić już więcej nogi. Potter miał pociechę jedynie z towarzystwa Hedwigi oraz z tego, że tym razem mógł trzymać swój kufer ze wszystkimi magicznymi przedmiotami. Dzięki temu miał zajęcie, przez które udało mu się jeszcze nie zwariować. Spędzał czas na czytaniu książek i odrabianiu prac domowych zadanych na lato. Choć gdy o tym pomyślał to stwierdził, że gdy powie Ronowi o tym, że już wszystko odrobił, to przyjaciel jednak stwierdzi, że zwariował. I tym sposobem te dni mijały mu bardzo powoli, ale chociaż pocieszał się tym, że mijają w ogóle.

 

Susanne w skupieniu zastanawiała się nad przeniesieniem Pottera. Nie czekała na to zdarzenie z utęsknieniem. Przyzwyczaiła się do mieszkania na Grimmould Place 12. Nie mogła uwierzyć, gdy po zwiedzeniu domu uznała, że należał on do rodu Blacków. Wiedziała co nieco o rodzinie matki, i zupełnie nie wiedziała jak to gniazdo Ślizgonów znalazło się w posiadaniu Zakonu Feniksa. Jednak nie zastanawiała się długo na tym, ponieważ dobrze się tu czuła. Była tu sama, a jednak gdy dopadała ją nuda, albo potrzebowała zając myśli czymś innym zawsze akurat wtedy w Kwaterze pojawiał się któryś z zakonników. Nawet kłótnie z Moodym dobrze zajmowały jej myśli. Teraz jej myśli szybko jednak przeniosły się na ostatnie spotkania z Czarnym Panem. Miała już za sobą trzy takie spotkania i o kolejnych nie myślała z utęsknieniem. Na drugim spotkaniu z lekkim niedowierzaniem Czarny Pan słuchał o jej osiągnięciach, ale szybko przekonała go gdy pozwoliła mu przeryć swój umysł. Obiecała mu, że dowie się kto będzie strażnikami tajemnicy we wszystkich potencjalnych kryjówkach Pottera. Na razie jednak dyrektor nie chciał jej zdradzić żadnych szczegółów, co nieco ją irytowało. Czuła by się o wiele pewniej gdyby cokolwiek wiedziała, a tak musiała czekać na decyzje dyrektora o tym czy puści ją do Czarnego Pana z niczym. Na trzecim spotkaniu jej Pan oznajmił jej, że daje jej kolejny tydzień na dowiedzenie się wszystkiego o przeniesieniu Pottera, a jeśli go zadowoli odpowiednio ją wynagrodzi, a także będzie uczestniczyć w kolejnym spotkaniu Wewnętrznego Kręgu. Aż wzdrygnęła się na myśl o dołączeniu do reszty śmierciożerców, i to nie dlatego, że się tego bała, ale wiedziała z czym się to wiąże. Do tej pory nikt bez Mrocznego Znaku nie uczestniczył w spotkaniu Wewnętrznego Kręgu, a więc już niedługo będzie czekała ją inicjacja. Choć Dumbledore cały czas przekonywał ją, żeby dała do zrozumienia Lordowi Voldemortowi, że w obecnej sytuacji nie będzie dobrym pomysłem wysyłanie śmierciożercy do Hogwartu, że w ten sposób łatwiej będzie ją odkryć, ale wiedziała, że nawet nie będzie próbowała tego zrobić. Nie miała prawa wyrazić niechęci do Mrocznego Znaku jeśli chciała przeżyć inicjację. Uniosła głowę, gdy usłyszała chrząknięcie dochodzące z kominka. Gdy podeszła do niego ujrzała płonącą głowę Dumbledore’a.

- Witaj Susanne – przywitał się jak zwykle uprzejmie.

- Dobry wieczór, dyrektorze – odpowiedziała.

- Chciałbym cię poprosić o spotkanie u mnie w gabinecie. Musimy porozmawiać. – Dziewczyna skinęła tylko głową i odczekała, aż mężczyzna zniknie, aby samej móc przenieść się do Hogwartu. Po chwili już siedziała przed biurkiem dyrektora. – Dziękuję ci, że od razu zgodziłaś się na to spotkanie. Dopracowałem już wszystkie szczegóły twojego planu, więc pozwól proszę, że wszystko ci przekażę.

- Czas najwyższy, proszę pana. Jutro muszę się w tej sprawie spotkać z Czarnym Panem.

- Tak, wiem. W takim razie zacznijmy. Z zaufanymi osobami wybrałem sześć domów, które dzień przed przeniesieniem zabezpieczymy zaklęciem Fideliusa.

- Jakie to domy? – zapytała konkretnie.

- Dom Weasley’ów, dom Billa Weasleya, dom Remusa, Dom Kingsley’a, dom Alastora i dom Tonksów.

- Wybrali już strażników tajemnicy?

- Owszem – odpowiedział dyrektor przyglądając się swojej rozmówczyni uważnie.

- Kogo? – Susanne jednak nie miała zamiaru tracić czasu na jego zagrywki.

- Mnie.

- Wszyscy? – zapytała z uniesionymi w zdziwieniu brwiami.

- Owszem. To akurat był mój pomysł, a oni wszyscy się zgodzili.

- Ekstra – oznajmiła Susanne z sarkazmem. – Czarny Pan nie będzie zadowolony. Ustaliliście już kto będzie uczestniczył w przeniesieniu? – zapytała nie ciągnąc już dalej tematu strażnika tajemnicy.

- Tak. Artur Weasley będzie teleportował się ze swoim synem Ronaldem do Nory, Bill Weasley z narzeczoną Fleur do Muszelki, Lupin do siebie z Fredem Weasley’em, Nimfadora Tonks z Georgem Weasley’em do domu jej matki, Kingsley z Hermioną Granger, a Moody z Mundungusem Flecherem. – Susanne potrzebowała chwili na przemyślenie wszystkich uczestników.

- Dużo tam Weasley’ów – zauważyła. – Ten Ronald i Hermiona Granger nie są w Zakonie.

- Nie – przytaknął. – Ale to przyjaciele Harry’ego, nalegali, aby uczestniczyć w tym.

- Kto przeniesie Pottera tutaj?

- Ty – odpowiedział Dumbledore pewnie.

- Ja? – Susanne była nieźle zdziwiona.

- Owszem, w końcu mieszkasz tutaj. Będę tu na was czekał.

- Dlaczego to pan go tu nie przeniesie?

- Jestem strażnikiem tajemnicy sześciu rodzin. Moje pojawienie się na miejscu nie jest dobrym pomysłem.

- Dobrze. Dziękuję, że mi Pan o wszystkim powiedział. Teraz muszę pojawić się u Czarnego Pana. Także do widzenia – pożegnała się i zaraz jej nie było. Susanne szybkim krokiem skierowała się do wyjścia z zamku i teleportowała się do Malfoy Manor, gdzie wiedziała, że zastanie Czarnego Pana. Ponownie tak jak za każdym razem stanęła przed wielką bramą i stuknęła w nią różdżką. I znowu na powitanie wyszedł jej Pettigrew.

- Otwieraj! Przyszłam do Czarnego Pana!

- Nie będziesz mi rozkazywać! – Ten człowiek irytował ją za każdym razem coraz mocniej. Zawsze przy wejściu próbował pokazać swoją marną władzę, której w rzeczywistości nie miał, a przynajmniej nie nad nią.

- Posłuchaj mnie szczurze. Czy ty naprawdę chcesz, żebym przekazała naszemu Panu, jak za każdym razem utrudniasz mi spotkanie z nim?

- Nie musisz mnie straszyć Panem. On mi, w porównaniu do ciebie, ufa, a ja nie wiem czy jesteś oczekiwana, Snape.

- Czarny Pan zawsze mnie oczekuje, gdy się do niego wybieram, a tobie nic do tego skoro nic o tym nie wiesz. Otwieraj tę bramę! – I rzeczywiście wreszcie jej posłuchał. Zawsze w ostatnim momencie, kiedy już prawie doprowadzał ją do szału wreszcie kapitulował i otwierał bramę. Dlatego nie zwracając już na niego uwagi przeszła i czym prędzej skierowała się do pomieszczenia, w którym niemal na pewno spotka Czarnego Pana. Zapukała do ciężkich drzwi i czekała na syczące „wejść”. Wreszcie je usłyszała, więc nie czekając na nic weszła do środka. Tam jednak mężczyzna nie był sam. On sam siedział na podobnym do tronu fotelu, a przed nim klęczała kobieta o czarnych, ciężkich lokach.

- Bella, wyjdź – rozkazał ich Pan, a kobieta wstała z kolan i wychodząc obrzuciła Susanne niechętnym spojrzeniem. – Sądziłem, że jutro mnie odwiedzisz – zauważył Voldemort.

- Panie, mam dla ciebie zbyt ważne wiadomości, aby czekać z tym do jutra. – Nie czekając na pozwolenie kontynuowała. – Panie, opłaciło mi się mieszkanie w kwaterze głównej. Udało mi się podsłuchać, szczegóły dotyczące mojego planu przeniesienia Pottera. Wybrali oni sześć potencjalnych kryjówek.

- Które domy wybrali? – Czarnemu Panu ze zniecierpliwienia aż błyszczały jego wąskie oczy. Widziała, że jest zainteresowany, aż nadto.

- Weasley’ów, ich najstarszego syna Williama, Lupina, Tonksów, Shacklebolta i Moody’ego – wyliczyła.

- Dobrze, bardzo dobrze. Co ze strażnikami tajemnic? Chyba nie myślą, że zwykłe zaklęcie Fideliusa mnie powstrzyma.

- Panie, niestety, ale wszyscy oni wybrali na strażnika Dumbledore’a. Próbowałam go przekonać, że jedna osoba jako strażnik sześciu domów to nie jest dobry pomysł, ale nie udało mi się. Uparł się, że nie pozwoli, aby sytuacja sprzed lat się powtórzyła. Wybacz mi, Panie. – Susanne skłoniła się w geście pokory.

- To jest problem, ale mogłem się tego spodziewać po tym starym głupcu. – mamrotał do siebie. – Ważne, że wiemy kiedy to się stanie. Nie zmienili terminu?

- Nie, Panie. Dumbledore upiera się, aby czekać, aż Potter osiągnie pełnoletność. Będą czekali do północy, aż osłony opadną.

- Dobrze, to będzie nasza szansa. – Wreszcie Voldemort zwrócił większą uwagę na stojącą dumnie przed nim dziewczynę. Ona miała potencjał, tylko musiał ją dobrze ukierunkować. Jak tylko przechwycą Pottera zacznie ją trenować. Będzie mu wierna jak Bella, posłuszna jak Lucjusz i utalentowana jak niegdyś był Severus. Pokaże im wszystkim jaki powinien być idealny śmierciożerca. – Zadowalasz mnie, Susanne. – Podszedł bliżej i złapał ją za brodę, wcześniej niemal gładząc jej policzek, a Susanne ostatnią siłą woli powstrzymała się od wzdrygnięcia z obrzydzenia. Zamiast tego uśmiechnęła się dumnie, jakby słowa Czarnego Pana mile połechtały jej ego. – Wierzę, że zajdziesz dalej niż twój ojciec.

- Tego właśnie pragnę, mój Panie.

- Nadszedł czas, abyś przejęła większą rolę u mojego boku. – Jego głos przybrał niemal aksamitny ton. – Choć ubolewam nad tym to jeszcze nie jest dobry czas na Mroczny Znak na twoim przedramieniu. Ale muszę cię móc jakoś wzywać do siebie. – Zaczął krążyć po pomieszczeniu.

- Panie, twój znak na moim ciele będzie dla mnie największą nagrodą – powiedziała z uwielbieniem. – Żyję, by ci służyć. – Voldemort uśmiechnął się, co u niego wyglądało bardziej przerażająco.

- I będziesz mi służyć, ale nie mogę pozwolić, aby zbyt szybko cię odkryli. W zeszłym roku już popełniłem ten błąd, i oznaczyłem chłopaka, który nie okazał się tego w ogóle godny. Musisz sobie zapracować na tę nagrodę.

- Panię, zrobię dla ciebie wszystko – przyrzekła.

- Nie masz innego wyjścia, Susanne. – Voldemort zaśmiał się złowieszczo. – Ale tak jak mówiłem muszę cię jakoś wzywać do siebie. – Ponownie zaczął krążyć po pomieszczeniu, jakby się nad czymś zastanawiał. – Tak, myślę, że to będzie bardzo dobry pomysł, aby ci to powierzyć – mruczał do siebie, po czym ściągnął ze swojej szyi gruby złoty łańcuszek, na którym wisiał coś jakby medalion wielkości kurzego jaja. Czarny Pan przez chwilę mamrotał pod nosem jakieś zaklęcia nad medalionem, a następnie ponownie zbliżył się do dziewczyny. – Gdy zacznie robić się gorący, złap za niego i teleportuj się do mnie – oznajmił głośno i zawiesił go na jej szyi. – To bardzo cenna pamiątka, pilnuj jej, a zasłużysz na nagrodę. – Susanne nie wiedziała kompletnie co powiedzieć, więc skinęła tylko głową. – A teraz wyjdź – odprawił ją jednym ruchem ręki.

Susanne zupełnie nie wiedziała co o tym myśleć. Gdy tylko znalazła się na Grimmould Place i zobaczyła, że nikogo więcej w domu nie ma, ściągnęła z siebie wisiorek, aby móc mu się przyglądnąć. Był wykonany ze złota, na przodzie, ułożona z jakiś zielonych kamyków, zdobiła go litera „S”. Susanne nie wiedziała co to oznacza. W tej chwili był to dla niej tylko świstoklik do Czarnego Pana. Po chwili uświadomiła sobie, że wreszcie nie będzie musiała męczyć się z Glizdogonem. Czarny Pan wyraźnie dał jej do zrozumienia, że medalion sprowadzi ją bezpośrednio przed jego oblicze. Na te myśli uśmiechnęła się zadowolona. Nie zastanawiając się więcej zmęczona położyła się do łóżka.

 

Choć Harry jeszcze o tym nie wiedział, wreszcie nadszedł ten wyczekiwany przez niego dzień. Nie różnił się on niczym innym od dwudziestu ośmiu innych dni spędzonych tutaj. Im bliżej było całej operacji tym bardziej Dursley’owie się denerwowali. Dlatego Harry jeszcze bardziej schodził im z drogi. Dlatego nieźle się zdziwił, kiedy siedząc u siebie w pokoju późnym wieczorem 29 lipca usłyszał głośny trzask teleportacji w salonie domu Dursley’ów. Szybko chwycił różdżkę i zbiegł na dół. Z wyciągniętą różdżką wbiegł do salonu gotów się bronić, ale to co tam zastał całkowicie go zszokowało. Wuj Vernon oddychając głośno, cały czerwony na twarzy, wpatrywał się w grupę osób, która pojawiła się tam zupełnie niespodziewanie. Za nim Dudley kulił się w ramionach matki, która próbowała go uspokoić. A przed nimi, jak naliczył Harry, stało piętnaście osób, z których większość bardzo dobrze znał.

- Skąd mam wiedzieć, że to na pewno wy? – zapytał nie opuszczając różdżki.

- Bardzo dobrze, Harry – pochwalił go Remus Lupin. – Remus Lupin. To ja nauczyłem cię jak wyczarować Patronusa. Gdy odwiedziłeś mnie u mnie w gabinecie, w dużym akwarium znajdowały się druzgotki. – Harry kiwnął głową jednak nie opuścił różdżki, a to było coś czego wuj Vernon nie wytrzymał.

- Nie używaj tego w naszym towarzystwie! – wykrzyknął.

- Pomyślałby kto, że mieszkając z czarodziejem…

- … pod jednym dachem, powinni się przyzwyczaić do widoku różdżki – oznajmili rudowłosi bliźniacy dokańczając swoje kwestie. – Harry, chyba nie sądzisz, że ktoś mógłby nas podmienić?

- No właśnie, ale żeby pamiętać o zasadach. To ty nam dałeś…

- … kasę na nasz biznes. – Harry wreszcie rozluźnił się i uśmiechnął szeroko. Przytulił się do Lupina witając się.

- Co wy tu robicie? Przecież jutro Dumbledore miał mnie przenieść?

- Zmiana planów – odpowiedział mu radośnie najlepszy przyjaciel. – Witaj kumplu. – Zaraz za Ronem, to Hermiona przywitała się z nim przytulając go krótko.

- Większość z nas już znasz – oznajmił Remus. – Ale jest tu jedna nowość.

- To nie spotkanie przyjacielskie – zauważyła Susanne, a Harry dopiero teraz spostrzegł dziewczynę mniej więcej w jego wieku, która ze znudzeniem opierała się o nieskazitelnie czysty blat ciotki Petunii. – Na to przyjdzie czas później. Musimy się zorganizować i jak najszybciej opuścić to miejsce.

- Dziewczyna ma rację – stwierdził niezadowolony z tego Moody. – Potter mam nadzieję, że jesteś spakowany. Przynieś swoje rzeczy – rozkazał, a Harry skinął głową i ruszył z powrotem do swojego pokoju.

- My ci pomożemy – oznajmił Ron, wskazując na siebie i Hermionę. Wyszli we trójkę, słysząc jeszcze jak Remus o to samo prosi Dursley’ów, którym mieli pomóc Dedalus Diggle i Hestia Jones, którzy byli oddelegowani do ich przetransportowania. Gdy trójka Gryfonów znalazła się w pokoju Harry’ego od razu zauważyli, że chłopak jest spakowany i tylko kilka rzeczy zostało mu do schowania. Potter zaczął je zbierać, ale chcąc dowiedzieć się więcej od razu zaczął pytać.

- Skąd ta zmiana, i po co aż tyle osób? Znowu lecimy miotłami?

- My nic nie wiemy. Nas tylko dyrektor zapytał, czy chcemy wziąć udział w przetransportowaniu cię w bezpieczne miejsce – wytłumaczyła dziewczyna.

- Przenosimy się do Nory?

- Stary, my nawet nie wiemy jak to się wszystko odbędzie – rudowłosy chłopak wzruszył ramionami.

- A kim jest ta dziewczyna, o której Remus mówił, że nowość?

- Nam też się nie przedstawiła – stwierdził Ron. – Ale jakaś dziwna jest. Nie widziałem ani razu, żeby się uśmiechnęła. Ale bliźniacy ją lubią, rozmawiali z nią nawet przyjaźnie, więc pewnie ktoś z Zakonu.

- Wygląda jakby była w naszym wieku, więc wątpię, żeby była z Zakonu – zauważyła Hermiona. – Ale zachowuję się, jakby chociaż wiedziała co tu robi. I kogoś mi przypomina – stwierdziła zastanawiając się. Wreszcie Harry’emu udało się dopakować, więc Hermiona machnęła różdżką i wylewitowała kufer z pokoju. Potter złapał więc klatkę z Hedwigą i razem z Ronem, nadal nic nie wiedząc ruszył za nią. Na dole nic się nie zmieniło, mimo tylu osób panowała tam cisza. Tylko bliźniacy rozśmieszali Tonks, i to jej śmiechy przerywały tę ciszę. Gdy pięć minut później w salonie ponownie pojawili się niezadowoleni Dursley’owie Moody znowu zabrał głos.

- Dobra, to teraz dobierzcie się wszyscy w pary. Mung ty do mnie – rozkazał.

- Ale dlaczego? – zapytał niezadowolony niski i brudny mężczyzna.

-  Bo ciebie trzeba pilnować – warknął Alastor co uciszyło wszelkie protesty. – Potter, ty z nią – oznajmił szorstko kiwając na nieznaną mu dziewczynę. Susanne wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła jego kufer. To samo w tym czasie robił Dedalus z bagażami Dursley’ów.

- Wypuść sowę – oznajmiła Susanne. – Znajdzie nas na miejscu. – Harry postanowił się nie sprzeciwiać i wypuścił Hedwigę, każąc jej podążać za sobą. Z klatką sowy Susanne postąpiła tak samo jak z kufrem, po czym schowała wszystko do kieszeni. Harry zauważył, że w tym czasie większość z obecnych podzieliła się na pary. I tak Harry zobaczył, że przy panu Wealsey’u stał Ron, przy Kingsley’u Hermiona, z Tonks stał George, z Remusem Fred, Moody jak wcześniej zapowiedział stał przy Mundungusie, a Fleur stała przytulona do Billa. On więc stanął przy nieznajomej mu dziewczynie. Tylko Durley’owie stali wciśnięci w kąt nie wiedząc co się dzieje, przy nich stali Dedalus i Hestia. Harry stwierdził, że jeśli wreszcie ktoś nie wyjaśni niczego mugolom to wuj Vernon wreszcie wybuchnie, i Remus chyba dostrzegł to samo.

- Państwo Dursley zostaniecie przeniesieni świstoklikiem. Jest to przedmiot, który teleportuje was w bezpieczne miejsce. Będzie to zwykła lina. – W tym czasie Hestia zaczęła rozwijać przedmiot między nimi - Nie musicie się niczego obawiać tylko cały czas mocno ją trzymać – uspokajał ich, choć właściwie nic to nie dało. Dudley złapał kawałek liny tylko dzięki interwencji ciotki. Teraz jednak już cała trójka była niemal zielona na twarzy.

- Potter, potrafisz się teleportować? – zapytała go nieznajoma dziewczyna, prawie bez żadnych emocji w głosie.

- Tak, ale nie mam licencji. Dopiero za dwa dni będę…

- Wiem – przerwała mu. – Poprowadzę cię, ale nie próbuj zmieniać kierunku – wyjaśniła mu.

- Dobrze to skoro wszyscy są gotowi to czas ruszać – oznajmił Remus. – Pamiętajcie, że towarzysze muszą pozostać na miejscach co najmniej dwie doby – pouczył ich.

- Przygotować się! – wykrzyknął Moody, trzymając Mundungusa za kołnierz. – Za pół minuty aktywuje się świstoklik. Startujemy wszyscy razem! Żeby nikt mi tu nie został! – Każda para chwyciła się za dłonie, aby móc razem się teleportować. Harry również spostrzegł, że chwyta go zimna, ale delikatna dłoń, więc złapał pewniej dziewczynę, aby nie rozłączyli się podczas teleportacji. – Raz! Dwa! Trzy! – Gdy wybrzmiało ostatnie słowo aurora Privet Drive 4 opustoszało, osłony padły, a obserwujący dom śmierciożercy, ze zdziwieniem mogli ujrzeć jak osłony opadają.

Harry wraz z Susanne pojawili się na schodkach przed Grimmould Place 12, a chłopak z zaskoczeniem rozpoznał miejsce.

- Co my tu robimy?! – wykrzyknął zdziwiony i przede wszystkim zły.

- Cicho bądź i właź do środka – rozkazała dziewczyna popychając go stanowczo w stronę drzwi. Gdy wreszcie weszli do środka dziewczyna szeptem wyjaśniła gdzie się znajdują. – Jesteśmy z Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa.

- Wiem gdzie jesteśmy! – wykrzyknął Harry. – W końcu to mój dom! – Susanne zmierzyła go tylko zdziwionym spojrzeniem i ruszyła w głąb domu.

- W salonie ktoś na ciebie czeka – oznajmiła. – Chodź – i ruszyła dalej. A tam przywitał ich Dumbledore z szerokim uśmiechem.


***

Cześć, przedstawiam Wam kolejny rozdział.

Zapraszam do czytania i pozdrawiam,

AniaXXX

16 stycznia 2022

ROZDZIAŁ 2: WSPARCIE

 

Po powrocie z cmentarza wróciła do domu na Spinner’s End. Usiadła na starej, wysłużonej kanapie w salonie i zaczęła zastanawiać się co teraz. Była zagubiona i zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić, a o dzisiejszym dniu już nie chciała myśleć. Zapomnieć. To było jedyne co jej przyszło do głowy. Nagle przypomniała sobie o zapasach ojca w piwniczce. Zerwała się z kanapy i zeszła na dół. Tam jej oczom ukazało się pomieszczenie w pełni wyposażone alkoholem. Zapasy te służyły jej ojcu, gdy po wyjątkowo trudnych i brutalnych spotkaniach z Czarnym Panem musiał jakoś odreagować. Kazał jej się wtedy zamykać w sypialni i nie wychodzić do rana. Następnego dnia salon zawsze śmierdział przetrawionym alkoholem, ale ojciec zachowywał się tak naturalnie jak zawsze. Czasem tylko narzekał na ból głowy, a wtedy ona przygotowywała mu odpowiedni eliksir. Nigdy nie sprzeciwiała się i nie wychodziła ze swojego pokoju, aby nie peszyć, ani bardziej denerwować ojca. Ufała, że sam pozbiera się do kolejnego poranka, i tak właśnie było. Teraz chwyciła jedną butelkę Ognistej Whisky, a po chwili zastanowienia wzięła również drugą. Przywołała sobie z kuchni odpowiednią szklankę do whisky i rozsiadła się wygodnie. Nalała solidną porcję alkoholu do szklanki i wzięła łyka. To nie był pierwszy raz, gdy próbowała alkoholu, ale pierwszy raz piła, by zapomnieć. Siedziała samotnie w ciszy i piła. Znalazła jeszcze cygara ojca i nimi również raczyła się jedno po drugim. Pokój wypełnił się dymem. Łyk za łykiem, szklanka za szklanką, cygaro za cygarem, i tak wykończyła pierwszą butelkę. Nie przestając wzięła się za drugą. Zaczęło jej się kręcić w głowie, nie była w stanie już utrzymać w ręku cygara, więc przestała palić, ale wciąż piła. Gdy skończyła drugą butelkę, zataczając się ruszyła w stronę piwniczki po kolejną. Przy okazji rozbiła kilka sztuk w pomieszczeniu, ale udało jej się dotrzeć z powrotem do salonu z trzecią flaszką. Tego jednak następnego dnia już nie pamiętała. Zegar wskazywał 3:00 nad ranem, gdy w końcu usnęła.

Obudziła się w południe z tak ciężką głową, że nie była w stanie ruszyć nawet palcem. Gdy jednak udało jej się lekko podnieść, żołądek oznajmił jej, że czysta whisky doprawiana cygarami, nie była odpowiednim posiłkiem na kolację. Natychmiastowo zerwała się z kanapy, na której zasnęła, i pobiegła do łazienki, obijając się o napotkane po drodze meble i ściany. Gdy zwróciła całą zawartość żołądka uznała, że czuje się znacznie lepiej, jednak do ideału jeszcze wiele jej brakowało. Zorientowała się w godzinie i z ulgą stwierdziła, że aby dojść do siebie przed spotkaniem zakonu ma jeszcze parę godzin. Uznała, że najlepszym na to sposobem będzie sen, dlatego ruszyła w stronę sypialni, zdecydowanie omijając salon i zapach jaki się tam unosił, aby ponownie nie skończyć w toalecie. Nastawiła sobie budzik na 16 i ponownie zasnęła. Po pobudce czuła się już o niebo lepiej, ale nie zostało jej zbyt dużo czasu do wyjścia. Dlatego nie zastanawiając się wiele ruszyła do laboratorium, aby przygotować sobie eliksir na doskwierający jej ból głowy. Całe szczęście ten konkretny eliksir mogła robić niemal z zamkniętymi oczami, dzięki czemu mimo swojej niedyspozycji już piętnaście minut później zażywała specyfik. Na szczęście od razu jej pomogło. Kolejne piętnaście minut później po szybkim prysznicu była gotowa. Tego dnia pogoda zapowiadała się zdecydowanie lepiej dlatego mogła ze spokojem zrezygnować z ciężkiej peleryny. Po chwili pojawiła się ponownie przed bramą Hogwartu. Trochę ją zemdliło przy teleportacji, ale szybko doszła do siebie. Miała jeszcze trochę czasu, więc spacerkiem ruszyła do swojego celu. Stanęła przed chimerą strzegącą wejścia i już po chwili stała przed drzwiami do gabinetu. Właśnie wybiła równo 17:00, dlatego krótko zapukała i nie czekając na nic weszła do środka. Tam jednak z zaskoczeniem ujrzała kolejne dwie osoby.

- Witaj Susanne – przywitał ją Dumbledore.

- Dzień dobry dyrektorze – odpowiedziała grzecznie.

- Wczoraj chyba byłem zbyt zaskoczony, ale powiedz mi jakim sposobem 17-letnia dziewczyna bez problemów potrafi bez pomocy przejść przez osłony Hogwartu i dostać się do gabinetu dyrektora nie znając hasła? – zapytał z delikatnym uśmiechem. Susanne również uśmiechnęła się pod nosem.

- Mówiłam już panu wczoraj, że ojciec wiele rzeczy mnie nauczył i przekazał, między innymi strukturę osłon i hasło awaryjne do pańskiego gabinetu – wyjaśniła.

- Ach tak, Severus zawsze był wyjątkowym paranoikiem – stwierdził z nostalgią starszy człowiek.

- I długo wychodziło mu to na dobre – odparła zimno Susanne. Dumbledore spojrzał na nią tylko lekko przepraszającym wzrokiem i przeszedł do rzeczy. Pozostała dwójka do tej pory nie odzywała się w ogóle.

- Do spotkania Zakonu mamy jeszcze trochę czasu, ale zaprosiłem cię tu aby przedstawić ci tę dwójkę – tu wskazał na pozostałych obecnych. – Choć jedną z nich być może pamiętasz. – Owszem, pamiętała. Minerwa McGonnagall była jedną z niewielu osób, które wiedziały o jej istnieniu. Ona sama poznała ją podczas swojej ostatniej wizyty w Hogwarcie. Miała wtedy siedem lat, ale ta surowa z zewnątrz kobieta zapadła jej w pamięć. – Susanne zatem chciałem ci przedstawić Minerwę McGonnagall oraz Remusa Lupina. A to jest Susanne Snape.

- Susanne, póki tu nie przyszłaś nie dowierzałam temu co opowiadał nam Albus. Aleś ty wyrosła. – Starsza kobieta podeszła do siedemnastolatki i złapała ją za ramiona przyglądając się uważnie. – Tak mi przykro z powodu Severusa. – Nauczycielka była wyraźnie poruszona. Zaraz za nią poruszył się drugi z obecnych gości dyrektora. Gdy McGonnagall odsunęła się od Susanne, ten podszedł wyciągając w jej stronę dłoń na przywitanie.

- Remus Lupin - przedstawił się. – Nie wiedziałem, że Severus miał córkę – dodał.

- Widocznie to nie był pański interes – odparła kpiąco. – Susanne Snape – również się przedstawiła podając mu swoją dłoń.

- Skoro powitania mamy za sobą – wtrącił się Dumbledore. – Nie zaprosiłem was tu bez powodu. Susanne wprowadziłem tych dwoje w twoją sytuację. Powiedziałem im o całej twojej roli – zaznaczył.

- Prosiłam pana o coś! – Susanne podniosła głos wściekle. – Nikt z Zakonu miał nie wiedzieć.

- A zrobiłem to – ciągnął jakby mu w ogóle nie przerywała – ponieważ uważam, że potrzebujesz wsparcia. – Na te słowa dziewczyna prychnęła gniewnie. – Wiem, że po tym wszystkim jestem ostatnią osobą, której zaufasz, dlatego postanowiłem dać ci kogoś kto w razie potrzeby cię wysłucha.

- Nie potrzebne mi wsparcie – powiedziała dobitnie. – Żadne z nich nie stanie naprzeciw Czarnego Pana zamiast mnie, więc może sobie pan wsadzić gdzieś to wsparcie.

- Susanne zrozum…

- Nie! To pan powinien zrozumieć, że nie potrzebuje za plecami takich spojrzeń jakimi zawsze obrzucaliście mojego ojca. Raz zdrajca, zawsze zdrajca. Czyż nie to, pan mu powiedział, gdy przedstawiał mu pan ten wspaniały plan zabicia pana?

- Wybacz – poprosił Dumbledore. – Owszem, zbyt wiele razy skrzywdziłem Severusa, ale nie chcę popełnić drugi raz tego samego błędu. Nie jesteś dla mnie tylko narzędziem do osiągnięcia celu, i z twoim ojcem również tak było.

- Dziwnie pan to okazywał. Ja nic od pana nie potrzebuję, jesteśmy po tej samej stronie, bo nasze cele są zbieżne. Oboje chcemy wykończyć Czarnego Pana, a ja tylko z pana pomocą to osiągnę. I proszę to zrozumieć raz na zawsze. – Dumbledore wpatrywał się w nią uważnie, jakby się nad czymś zastanawiał. McGonnagall trzymała swoją dłoń na ustach nie dowierzając w to co słyszy, a Lupin wpatrywał się w podłogę.

- Dobrze. Obiecuję, że nikt więcej nie dowie się o tym, że to ty jesteś naszym szpiegiem – przyrzekł dyrektor.

- Dziękuję – skapitulowała dziewczyna, zdając sobie sprawę, że dalsza kłótnia nie wniosła, by nic dobrego.

- Jeśli mamy to już za sobą, to może usiądziemy wszyscy i zdecydujemy jak przedstawimy cię reszcie Zakonu, oraz co przekażesz Voldemortowi na następnym spotkaniu. – Cała trójka skinęła głową i rozsiadła się na wygodnych fotelach wyczarowanych przez dyrektora. Zaraz po tym na biurku pojawiły się cztery filiżanki z parującą herbatą. Susanne chętnie po jedną sięgnęła, w końcu nie licząc morza whisky, którą wypiła poprzedniego wieczoru ostatnim jej posiłkiem było wczorajsze śniadanie. – Powinnaś lepiej zadbać o siebie, jesteś strasznie blada – zauważył Dumbledore.

- Dziękuję za troskę, ale nic mi nie jest. Z resztą z takimi genami ja zawsze jestem blada – dodała z uniesionymi brwiami, na co reszta obecnych uśmiechnęła się słabo. – Może przejdziemy do rzeczy – zaproponowała. Dumbledore postanowił jej najpierw przekazać jak wyglądają spotkania Zakonu, jednak przerwała mu ponownie. – Wiem jak to wygląda. Ojciec dużo mi opowiadał o tych spotkaniach.

- Severus w ogóle dużo ci opowiadał o tym co robi – zauważył Remus.

- Wszystko mi opowiadał. Nie miał przede mną tajemnic – odpowiedziała dumnie. – Co pan powie na spotkaniu, gdy zaczną wypytywać o to dlaczego chce pan przyjąć do Zakonu osobę, która jeszcze nie skończyła szkoły?

- Zgodnie z prawdą powiem im, że przyjmujemy do Zakonu bardzo zdolną osobę, która na pewno się przyda. Severus wiele mi opowiadał o twoich talentach. Z resztą nie będziesz jedynym takim przypadkiem, ale o tym później. Niedawno dołączyło do nas wiele młodych osób. W dzisiejszych czasach musimy chwytać się wszystkiego. – Susanne kiwnęła głową zgadzając się z nim. – Co zamierzasz powiedzieć Voldemortowi na kolejnym spotkaniu?

- Wbrew pozorom nie może być tego za wiele. Czarny Pan nie jest głupi i z pewnością nie da się przekonać, że osiągnęłam wszystko w tydzień. Powiem mu, że grając na pana uczuciach dostałam się do Zakonu, choć wielu starszych członków było temu przeciwnych, pan przekonał ich, że brakuje wam ludzi i potrzebujecie napływu świeżej krwi, co pewnie nawet będzie zgodne z prawdą. – Dumbledore skinął głową i pozwolił jej kontynuować. – Powiem, że domyślam się, że ma pan na mnie jakiś plan, ale na razie nie chciał mi pan go zdradzić.

- W porządku – zgodził się. Po czym dodał w myślach, że to również nie będzie mijało się z prawdą, ale czuł, że ta przebiegła dziewczyna również jest tego świadoma. – Wiesz, że gdy złożysz przysięgę, która pozwoli ci wstąpić do Zakonu nie będziesz mogła zdradzić Voldemortowi jego członków, ani miejsca kwatery głównej.

- Tak i Czarny Pan również jest tego świadomy. Co nie oznacza, że w dobitny sposób pokaże mi jak bardzo jest z tego niezadowolony.

- Dobrze, w takim razie myślę, że wszystko mamy ustalone. Proszę cię, abyś po każdym spotkaniu z Voldemortem w miarę możliwości pojawiała się u mnie. – Skinęła głową na potwierdzenie, że zrozumiała. – Ach, byłbym zapomniał… - Susanne czuła, że wcale nie zapomniał i specjalnie zostawił to na koniec. – Zaraz przeniesiemy się do kwatery głównej Zakonu Feniksa i nalegam, abyś zamieszkała tam przez wakacje. Nie będziesz tam samotna, ponieważ często kręci się tam wielu zakonników, ale będziesz mieszkać tam sama.

- Mam dom, w którym wcale nie czuję się samotnie – powiedziała dobitnie.

- Nalegam – odpowiedział tak samo dyrektor. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a Susanne pomyślała, że chętnie zgasiłaby te szalejące w oczach Dumbledore’a ogniki.

- Dobrze, choć zupełnie nie widzę ku temu powodu – odpuściła.

- Albusie zaraz zaczynamy spotkanie – przypomniała im McGonnagall.

- Masz rację, Minerwo. Susanne przeczytaj to i spal – mówiąc to wyciągnął z kieszeni skrawek papieru, na którym pochyłym pismem napisane było: „Kwatera Główna Zakonu Feniksa znajduje się Na Grimmould Place 12”. Dziewczyna przeczytała i zgodnie z zaleceniem od razu spaliła papierek. – Dostaniemy się tam przez kominek. Musisz tylko powtórzyć hasło – wyjaśnił. Jednak zanim dziewczyna chwyciła za proszek fiuu odwróciła się do Lupina.

- Za tydzień jest pełnia, przyślę panu swoją sową eliksir tojadowy – oznajmiła, a następnie postąpiła według instrukcji i już po chwili znajdowała się w ponurym salonie, w którym zbierał się spory tłum. Dlatego nie zauważyła zszokowanego wyrazu twarzy Lupina i zadowolonego Dumbledore’a. Rozejrzała się po ludziach, próbując zapamiętać wszystkich. Zauważyła między innymi zadziwiająco sporo rudowłosych osób, w tym niewiele starszych od niej bliźniaków, młodą kobietę o różowych włosach, czarnoskórego mężczyznę, faceta ze sztucznym okiem, i jak można było się domyślić po chodzie, również sztuczną nogą, bardzo ładną młodą blondynkę, Susanne dałaby sobie rękę uciąć, że ma w sobie coś z wili, czy też półolbrzyma ledwo mieszczącego się w pomieszczeniu. Gdy dyrektor pojawił się na miejscu automatycznie ucichły wszelkie rozmowy i na wszystkich twarzach widoczne było skupienie. Susanne schowała się w kącie nie chcąc, aby ktokolwiek zwrócił na nią na razie uwagę.

- Witajcie – zaczął Dumbledore. – Cieszę się, że już wszyscy dotarliście. Dziś, na sam początek, niestety nie mam dobrych wieści – oznajmił smutno. – Przykro mi to mówić, ale straciliśmy jednego z nas. Cztery dni temu Voldemort zabił Severusa Snape’a. – Po tych słowach zapadła cisza, a Susanne z żalem stwierdziła, że nie na wszystkich twarzach widać było smutek wywołany tą wiadomością. Wiedziała, że jej ojciec nie był lubianą osobą, ale do cholery oni nawet nie wiedzieli ile mu zawdzięczają. – Został ukarany za niewykonanie zadania – wytłumaczył.

- Czy jesteśmy pewni, że nie żyje? – zapytał facet ze sztucznym okiem. Susanne domyśliła się, że to były auror, niejaki Alastor Moody, który szczerze nienawidził jej ojca. – Może nas zdradził i chowa się teraz za plecami Sam-Wiesz-Kogo?

- Otrzymałem informację z wiarygodnego źródła, Alastorze – upomniał go srogo Dumbledore. – To źródło z resztą wstąpi dziś do zakonu. – Poszukał wzrokiem Susanne, więc wysunęła się ona z kąta, w którym stała. – Przedstawiam wam Susanne Snape. – Na wielu twarzach widniało zaskoczenie spowodowane jej nazwiskiem, oraz zwątpienie spowodowane młodym wiekiem.

- Tą dziewczynkę? – parsknął Moody, gdy na nią spojrzał. – Albusie, po co nam dzieci w Zakonie? To nie przedszkole! Do walki z Sam-Wiesz-Kim potrzebni nam wykwalifikowani czarodzieje! – zagrzmiał. Tego Susanne nie mogła przepuścić mu płazem., więc wysunęła się do przodu, aby wszyscy ją widzieli.

- Wykwalifikowani czarodzieje, powiadasz? Ciekawe jak wykfalifikowanych macie czarodziejów, że nawet nie potrafią wymówić prawdziwego imienia swojego wroga. A może pokonasz Voldemorta trzęsąc się przed nim, tak jak trzęsiesz się, gdy ktoś wypowiada jego imię? – zadrwiła. Dla tych co niedowierzali, że ma jakiś bliski związek z Severusem Snapem, szybko przekonała tą ilością jadu w swoim głosie.

- Jak śmiesz, głupia dziewucho?! – zdenerwował się Moody. Susanne widziała, że Dumbledore chce interweniować, ale nie pozwoliła mu na to.

- Zamknij się! Teraz ja mówię! – Szybko wyszarpnęła różdżkę z kieszeni. Rzuciła na aurora kolejno Expelliarmus, który odrzucił go do tyłu, Petrificus Totalus, który go sparaliżował, a na koniec Levicorpus, zawieszając go za kostkę przy suficie. A wszystko to zrobiła niewerbalnie. Następnie nadal wściekła, ale zadowolona z siebie podeszła do niego i przycisnęła mu koniec różdżki do policzka. – A teraz mnie grzecznie posłuchasz – zarządziła. Mówiła cicho, ale wyraźnie. Nikt wokół nie kwapił się, aby jej przerwać. – Nie jestem tu po to, aby się bawić w takie przepychanki. Oboje chcemy zniszczyć Voldemorta i nie zmienisz tego. To, że nie skończyłam jeszcze szkoły nie oznacza, że mało umiem, ale o tym sam się właśnie przekonałeś – dodała z przekorą. – A więc teraz cię opuszczę, a ty zaczniesz zachowywać się jak dorosły, którym ponoć jesteś, i zaczniemy współpracować. – Odsunęła różdżkę, a na jego policzku pokazał się przypalony znak jakby ktoś gasił na nim papierosa. Odwracając się rzuciła Finite Incantatem, nie przejmując się, że spadł z głuchym łoskotem na ziemię. Zwróciła się do reszty. – Niedawno straciliście głównego warzyciela, który zaopatrywał was we wszystkie eliksiry, jest to jedna z tych rzeczy, w których mogę zastąpić mojego ojca – oznajmiła wyjaśniając wreszcie wszystkim swoje pochodzenie. Dyrektor odchrząknął, chcąc zabrać głos.

- Alastorze, wszystko w porządku? – zapytał podnoszącego się z podłogi aurora.

- Nic mi nie jest! – warknął Moody.

- W takim razie – zaczął ponownie Dumbledore, nie chcąc dopuścić do głosu wściekłego mężczyznę, który ewidentnie chciał zacząć protestować – choć Susanne przekazała wam to w dosyć dosadny sposób, potrzebujemy w tej wojnie wszystkich, którzy będą w stanie nam pomóc. Choćby po to, jak zauważyła Susanne, abyśmy mieli nadal stały dostęp do wszystkich eliksirów. Z resztą to nie jej jedyny talent, jestem pewien, że nie pożałujemy decyzji o jej przystąpieniu do Zakonu.  Z ubolewaniem stwierdzam, że nie możemy wyłączyć z tego młodych ludzi.

- Ależ dyrektorze! To jeszcze dzieci! – wybuchnęła rudowłosa kobieta.

- Molly, przykro mi, ale ich to niestety nie ominie. Susanne najpierw zaprzysiężymy cię, a potem przejdziemy do dalszej części spotkania. – Panna Snape podeszła do dyrektora podała mu swoją dłoń i wypowiedziała słowa przysięgi. Choć nie była to przysięga wieczysta, również miała ona dużą moc. Potem kolejni członkowie składali swoje raporty, które potem dokładnie wszyscy omawiali. Mówili o olbrzymach, wilkołakach, czy powolnym przejmowaniu ministerstwa przez Voldemorta. Na koniec przeszli do problemu, nad którym jak się okazało myśleli już od poprzedniego spotkania. – Jak ostatnio wspominałem musimy się zastanowić jak bezpiecznie przenieść Harry’ego od mugoli. W tamtym domu jest bezpieczny tylko do osiągnięcia pełnoletności. Gdy ją osiągnie osłony padną i Voldemort będzie miał do niego wolny dostęp.

- Harry, oczywiście trafi do nas? – zapytała Molly Weasley.

- Tak sądzę. Oczywiście postaram się założyć najmocniejsze osłony na Norę, ale niestety będziecie musieli ukryć się pod Fideliusem – wyjaśnił. – To najpewniejsza ochrona. Ale musimy się zastanowić jak go tam bezpiecznie przetransportować.

- Może nasza nowa członkini będzie miała jakiś genialny pomysł – odparł ze złością Moody. Susanne tylko spojrzała na niego z uniesionymi brwiami i prychnęła, a Dumbledore upomniał go krótko. Jednak dziewczyna wywołana do odpowiedzi postanowiła się odezwać.

- Nie sądzę, aby dobrym pomysłem było umieszczanie go u Państwa – oznajmiła pewnie patrząc na rudowłosą kobietę i mężczyznę siedzącego obok niej, po którym domyśliła się, że jest jej mężem. – Jak rozumiem Harry Potter jest blisko zaprzyjaźniony z Państwem i chyba to nie jedyne wakacje, które u was spędzał? – zapytała wnioskując to po wcześniejszych słowach kobiety, na co ci kiwnęli jej głowami. – No właśnie, więc ten dom będzie pierwszym wyborem Voldemorta. Mówiliście wcześniej o tym, że Ministerstwo jest powoli przejmowane przez ciemną stronę, a pan tam pracuje – oznajmiła patrząc na pana Weasley’a. – Może się zdarzyć, że będziecie śledzeni, prędzej czy później Voldemort zaatakuje Norę. Jak wiemy z historii instytucja strażnika tajemnicy może zawieść.

- Masz jakiś pomysł? – zapytał ją czarnoskóry mężczyzna, nazwany wcześniej Kingsley’em.

- Nie sądzę, aby czekanie z tym do ostatniej chwili było dobrym pomysłem. Przeniesienie Pottera jeszcze zanim opadną osłony byłoby lepszym wyjściem. Niweluje to działanie na ostatnią chwilę, szczególnie jeśli pojawią się jakieś problemy. Myślę, że wystarczyłby dzień wcześniej. Zbyt wczesne działanie również nie będzie sprzyjać. Proponuję wybrać z pięć, sześć domów, w których możliwie najprawdopodobniej przenieślibyście Pottera. Wszystkie je zabezpieczyć zaklęciem Fideliusa, które mimo wszystko, jak pan mówił dyrektorze, daje najwięcej szans na ochronę. Potem wysłać tyle samo osób, tak, aby każdy z nich, oprócz jednego, miał drugiego towarzysza. Ta jedna osoba dostałaby do pary Pottera. Wtedy każda dwójka teleportowałaby się do jednego z domów, a osoba z Potterem tutaj. Ten dom chroniony jest nie tylko zaklęciem Fideliusa, ale także przysięgami członków Zakonu. Nikt z nas nie może zdradzić umiejscowienia go.

- A na co ta maskarada z tyloma osobami? – warknął nadal obrażony Alastor.

- A na to panie Moody, że teleportacja, szczególnie z osobą, na którą nadal nałożony jest namiar, jest ściśle kontrolowana przez Ministerstwo – wyjaśniła. – Im więcej śladów teleportacji, tym trudniej będzie ustalić, kto gdzie się przeniósł. – Po jej słowach zapadła chwilowa cisza, aż wreszcie wzniosły się pierwsze głosy.

- To naprawdę dobry plan. – Kingsley z uznaniem kiwał głową. Po twarzach innych osób poznała, że również tak sądzą. Plan został zaakceptowany. To była ostatnia kwestia do omówienia, więc Dumbledore zarządził, że na dniach wybierze odpowiednie domy i przed samą operacją razem ze strażnikami odpowiednio je zabezpieczy, a ich tożsamość miała pozostać tajemnicą. W związku z tym Susanne po spotkaniu poprosiła Dumbledore’a o rozmowę na osobności. Przeszli go kuchni gdzie panował spokój. Dziewczyna wyciszyła pokój i przeszła do rzeczy.

- Wie pan dyrektorze, że będę musiała przekazać Czarnemu Panu tożsamości strażników tajemnicy. On przez najbliższy czas będzie mnie sprawdzał i muszę mu się pokazać od jak najlepszej strony.

- Jak chcesz mu przedstawić swój plan przeniesienia Harry’ego?

- Powiem, że aby pokazać swoją wartość na spotkaniu Zakonu wymyśliłam ten plan. Potter ma zostać przeniesiony do jednego z sześciu domów członków Zakonu. Wszystkie one mają być zabezpieczone zaklęciem Fideliusa i obiecam, że do przeniesienia przekażę mu informację o wszystkich strażnikach tajemnicy, jemu zostawiając złapanie ich i wydobycie hasła. Gdy dojdzie do wszystkiego powiem, że nie zaufał mi pan w pełni i w ostatniej chwili zmienił plan przenosząc Pottera do kwatery, ale choćbym chciała to nie mogę mu zdradzić jej lokalizacji.

- Susanne, po naszej wczorajszej rozmowie naprawdę nie sądziłem, że trafił nam się tak cenny nabytek w Zakonie. – Siwowłosy był pod wrażeniem, jednak zaraz sobie przypomniał, że tę dziewczynę wychował Severus Snape i nie powinien się dziwić, że tak świetnie sobie radzi. Choć martwił się tym, że pozostanie taka zamknięta, nie dopuszczająca do siebie nikogo, zupełnie jak jej ojciec.

- Dziękuję, ale nie potrzebuję pochwał – zauważyła. – A teraz nie chciałabym zabierać panu więcej czasu. Do widzenia – pożegnała się.

- Pamiętaj Susanne, że obiecałaś mi, że zamieszkasz tu – przypomniał jej.

- Dyrektorze, czy to naprawdę konieczne? – zapytała zrezygnowana.

- Owszem. Przyda nam się ktoś, kto zawsze będzie na miejscu.

- Dobrze, niech będzie – zgodziła się niezadowolona. – Zabiorę tylko rzeczy i zabezpieczę swój dom, a potem przeniosę się tutaj.


***

Cześć,

dzisiaj przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem.

Cieszę się, że pomysł z zapowiedziami się sprawdza, więc jak najbardziej będę to kontynuowała.

Opisy reszty bohaterów będą się pojawiały, gdy ich rola w opowiadaniu się zwiększy.

Jeśli natomiast chodzi o elementy psychologii to to akurat wychodzi mi dużo łatwiej i zdecydowanie lepiej niż na przykład opisy otoczenia, więc na pewno nie będę z tego rezygnować.

Pozdrawiam i życzę miłego dnia,

AniaXXX