04 września 2022

ROZDZIAŁ 8: KAC MORALNY

  

Kolejnego ranka Susanne obudził mocny ból głowy. Przez chwilę leżała z zamkniętymi powiekami, próbując sobie przypomnieć dlaczego doskwiera jej taki ból, i dlaczego jest jej tak niewygodnie, jednak nic to nie dało. Ale gdy tylko otworzyła oczy wszystko wróciło. Alkohol, Potter, jeszcze więcej alkoholu i jej wynaturzenia. Na tę myśl zerwała się szybko z kanapy, czego natychmiastowo pożałowała. Usiadła z powrotem trzymając się za bolącą głowę. Dostrzegła Pottera półleżącego na fotelu. Spał nieprzytomny z przekrzywionymi okularami i nic nie zwiastowało, aby miał się zaraz obudzić. Susanne nie chciała z nim teraz rozmawiać, dlatego było jej to na rękę. Po kilku chwilach wreszcie zwlekła się z kanapy i skierowała prosto do łazienki. Zimny prysznic sprawił, że zaczęła trzeźwo myśleć. Potrzebowała pomyśleć, a zimna woda zawsze ją uspokajała. Sama nie wiedziała co ją wczoraj pchnęło do tej opowieści. Z początku miała zamiar się po prostu upić, aby zapomnieć, a gdy tylko doszła do wniosku, że to nie rozwiązuje jej problemów, gdzieś w momencie skończenia pierwszej butelki, Potter się do niej odezwał. Miała nadzieję, że chwila rozmowy sprawi, że zajmie myśli czymś innym. I tak się właśnie stało, ale Susanne kompletnie nie sądziła, że ta rozmowa potoczy się w tym kierunku. Odkąd Potter został przeniesiony do Kwatery widziała, że nie czuje się dobrze w tym domu, że coś go dręczy. I wczoraj okazało się, że miała rację. Tęsknił za swoim ojcem chrzestnym, poprzednim właścicielem Grimmauld Place 12. Gdy to do niej dotarło, poczuła, że Potter jest jedną z niewielu osób, która może ją rozumieć. Ona również tęskniła. Chociaż starała się nie dopuszczać do siebie tego uczucia. Tak było łatwiej. Poprzedni wieczór był tym momentem, gdy ściągnęła na chwilę tę maskę chłodu. Wiedziała, że to głównie whisky się do tego przyczyniła, co nie zmieniało faktu, że Potter ujrzał ją z trochę innej strony niż do tej pory. Mimo tego Susanne czuła się lżej, niż do tej pory. Prawda była taka, że miała kaca moralnego, ale nie był on spowodowany samą historią, którą opowiedziała dzień wcześniej. Samo to, że ją z siebie wyrzuciła było oczyszczające. Mimo tego kim byli jej rodzice, była z nich dumna i nie przeszkadzało jej, że ktokolwiek o tym będzie wiedział. Uwierało ją tylko to, że Potter mógł ujrzeć w niej człowieka, a nie zimną sukę, na którą do tej pory się kreowała. Aż uśmiechnęła się do siebie na to określenie, wiedziała, że wielu ludzi ją tak określa, ale ona czasem nawet lubiła w sobie tą cechę. Nie potrzebowała tego, aby akurat Harry Potter znał ją z bardziej prywatnej strony. Byli po jednej stronie w zbliżającej się wojnie, ale na tym ich kontakty miały się skończyć. To Dumbledore jak zwykle wmieszał się w jej sprawy rozkazując jej, aby tu zamieszkała i była niańką Pottera. Była to kolejna rzecz, za którą nienawidziła starszego mężczyzny. Lista tych rzeczy na jej nieszczęście cały czas się wydłużała. Nie chcąc jednak myśleć o tym starcu wróciła myślami do poprzedniego wieczora. I wreszcie doszła do jedynego słusznego wniosku, że zupełnie nie obchodzi ją opinia Pottera na jej temat. Niech myśli sobie co chce, ale ona nie miała zamiaru się zmieniać. Z tym postanowieniem wyszła spod prysznica, gdyż zaczęło jej się robić zimno. Niemal od razu owinęła się w puchaty ręcznik, a następnie chwyciła różdżkę, aby przywołać do siebie czyste szaty. Wreszcie, gdy się ubrała mogła skierować się do laboratorium, aby wyleczyć się z tego przeklętego bólu głowy. Jak tylko wypiła eliksir przeciwbólowy od razu poczuła się jak nowonarodzona. Po chwili zastanowienia chwyciła jeszcze jedną fiolkę i ruszyła do salonu. Tam mogła zobaczyć na trzeźwo ile wczoraj wypili. Musiała przyznać, że mieli niezły spust. Jednym machnięciem różdżki zniknęła puste butelki i brudne szklanki. Drugim uporządkowała kanapę, na której spała. Aż wreszcie spojrzała na swojego współlokatora. Wyglądał co najmniej marnie, ale mało ją to interesowało. Położyła tylko na stoliku wzięty z laboratorium eliksir przeciwbólowy i wyszła. Miała na dziś plany. Najpierw jakaś kawiarnia i dobra mocna, czarna i bardzo słodka kawa, czyli taka którą najbardziej lubiła, a potem cmentarz. Miała zamiar spędzić tam cały dzisiejszy dzień.

Harry Potter obudził się godzinę później, i również na początku próbował zrozumieć jakim sposobem można w ogóle istnieć z takim bólem głowy, a właściwie całego ciała. Gdy uchylił powieki natychmiastowo poraziło go słońce wpadające przez okna. Gdy doszedł do siebie i mógł wreszcie określić co robi w takim położeniu, podniósł się z niewygodnego fotela, na którym spał, i naprawdę poczuł wszystkie kości i mięśnie, nawet te o których nie miał pojęcia. Wyciągnął się trochę, ale niestety każdy ruch powodował nowe fale bólu. Poprawił sobie przekrzywione okulary, aby móc się rozejrzeć. Ze zdziwieniem ujrzał brak jakichkolwiek pozostałości poprzedniego wieczora. Nie było ani Susanne, ani resztek ich wczorajszych zapasów. Wręcz panował tu porządek, więc Harry doszedł do wniosku, że Snape musiała już dojść do siebie i posprzątała tu. Swój wzrok skierował na małą buteleczkę. Gdy się jej bliżej przyjrzał, doszedł do wniosku, że jest wypełniona jakimś eliksirem. Niestety nie była opisana, znaczy się była, ale w nieznanym Harry’emu języku. Dolorem Reliever Ius*. Nie był w stanie tego przetłumaczyć, gdyż nie wiedział nawet w jakim języku było to napisane, ale sądząc po tym ile wypili, Snape nie mogła czuć się wiele lepiej od niego, a on teraz jedyne o czym marzył to pozbyć się tego uporczywego bólu głowy. Tak więc doszedł do wniosku, że jego niechciana współlokatorka zostawiła mu coś co miało pomóc mu pozbyć się przeklętego kaca. A przynajmniej taką miał nadzieję. Przez chwilę jeszcze zastanowił się czy ufa dziewczynie na tyle, aby wypić coś niezidentyfikowanego, co najwyraźniej pochodziło z jej zapasów. Uczciwie przyznał, że nie ufał jej ani trochę, ale wierzył, że nie chce go otruć. Co prawda nie dlatego, że nie chciała mu zrobić krzywdy, ale raczej użyłaby czegoś z czym nikt by jej nie powiązał. Z tą myślą wypił całą fiolkę. Z wahaniem przełknął chłodny lekko słodkawy płyn, jednak po chwili uśmiechnął się z ulgą. Ból głowy ustąpił natychmiastowo, a on ze zdziwieniem stwierdził, że nigdy jeszcze nie pił tak smacznego eliksiru leczniczego. Teraz wreszcie gdy mógł pomyśleć logicznie uznał, że musi się wykąpać. Tak, gorący prysznic, to było coś czego potrzebował. Zawsze ten moment gdy spływała po nim gorąca woda, był idealnym momentem na przemyślenia. A miał o czym myśleć. Poprzedni wieczór potoczył się tak jak nigdy by się tego nie spodziewał. Przez te kilka godzin Snape wypowiedziała w jego kierunku więcej słów niż przez kilka dni, które tu razem spędzili. Musiał przyznać, że miał moralnego kaca. Nie dlatego, że w ogóle prowadził konwersację ze Snape, ale dlatego, że miał wrażenie, że zmusił ją do opowiedzenia mu historii, którą w normalnych warunkach, by się z nim nie podzieliła. Gdy tylko usłyszał o tym, że jej matka pochodzi z rodziny Blacków, chciał wiedzieć o niej wszystko, a w szczególności o jej powiązaniach z Syriuszem. Co prawda miał nadzieję, że w całej tej historii Syriusz będzie miał większy udział, chociaż jak teraz o tym myślał, to miał ochotę popukać się po czole nad swoją głupotą. Syriusz i ojciec Snape byli wrogami, nienawidzili się, więc logicznym było, że dziewczyna nie miała żadnych kontaktów z jego ojcem chrzestnym. A jednak usłyszał o innych członkach rodziny Syriusza. Andromeda, jego kuzynka i matka Tonks. Alphard, wujek, o którym opowiadał mu Syriusz, według jego słów odwrócił się od rodziny i przepisał mu część swojego majątku. Teraz, gdy o tym pomyślał, wydawało mu się niedorzeczne, że mogła istnieć osoba, która jednocześnie była dziadkiem Susanne Snape, córki śmierciożercy, a raczej szpiega, poprawił się szybko, oraz wujkiem Syriusza, po którym jego ojciec chrzestny odziedziczył część majątku, tylko dlatego, że byli wyrzutkami w czarnomagicznym rodzie Black. Szybko jednak porzucił myśli o nieznanym mu mężczyźnie, wracając do wieczora spędzonego w towarzystwie jego wnuczki. Nie wiedział dlaczego dziewczyna tak się przed nim otworzyła. Na pewno nie planowała tego, a alkohol pomógł jej podjąć taką, a nie inną decyzję, ale jednak on czuł się z tym niekomfortowo. Snape była nieobliczalna. Normalnie zachowywała się jak zimna suka i zdążył się już przyzwyczaić do takiego zachowania, a także nauczył się na nie reagować. Teraz jednak nie wiedział jak dziewczyna będzie się zachowywać i to sprawiało, że on również nie wiedział jak się zachować. Gdy poczuł jak mocno już ma pomarszczoną skórę od gorącej wody uznał, że nie wymyśli nic co by mu pomogło poczuć się lepiej, więc uznał, że zachowa się tak jakby się nic nie stało. W końcu jeśli Snape będzie miała jakiś problem, będzie musiała sama go rozwiązać. Z tą myślą wyszedł spod prysznica prosto w mocno zaparowaną łazienkę. Szybko się ubrał i wreszcie poczuł się dobrze. Po poprzednim wieczorze nie było już żadnych fizycznych skutków, więc z zadowoleniem skierował się do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Gorzka zabielana mlekiem kawa to było to co ostatnio dość mocno polubił. Gdy napawał się zapachem świeżo zrobionej kawy usłyszał dźwięki dochodzące z salonu. Właśnie przez kominek przenieśli się tu jego przyjaciele. I już wiedział, że przez resztę dnia nie będzie się nudził. Spędzi miłe popołudnie w towarzystwie ludzi, którzy zawsze potrafili poprawić mu humor. Z nikłym uśmiechem skierował się do salonu.

Tak jak sobie obiecali, zarówno Susanne, jak i Harry nie wracali do tematu ich małej „imprezy”. Zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Nadal jak tylko mogli omijali się szerokim łukiem. Ich dni mijały powoli, a ani nadal oddawali się swoim zajęciom. Od czasu do czasu ktoś z Zakonu pojawiał się w kwaterze, jednak najczęściej były to krótkie wizyty. Kilka dni później wieczorem Susanne dostała wezwanie, dlatego szybko zebrała się w sobie i teleportowała do Malfoy Manor. Po raz kolejny pojawiła się przed obliczem Czarnego Pana. Była ciekawa co takiego dla niej dzisiaj przygotował. Pewnie znowu będzie ją wypytywał o Pottera, a ona znowu nie będzie miała dla niego nic ciekawego, ani ważnego. Bo niby co mogła przekazać swojemu panu, że upiła ostatnio Pottera i dowiedziała się, że chłopak tęskni za Blackiem. Jak zwykle uklękła przed Czarnym Panem i czekała na pozwolenie, aby wstać. W sali nie było nikogo więcej. Wreszcie wstała, jednak Voldemort nie wdrażał jej w cel wizyty. Tak więc stała dumnie z wysoko uniesioną głową i czekała, a mężczyzna okrążał ją w ciszy. Stanął za nią, na tyle blisko, że czuła na karku jego oddech, a Susanna poczuła dreszcze niepewności. Jednak nie okazała tego.

- Zaplanowałem dzisiaj dla ciebie kolejną lekcję – wysyczał Voldemort. Susanne od razu pomyślała o poprzedniej lekcji, która tak nią wstrząsnęła. – Ostatnia nasza lekcja była krótka, ale zakończyła się bardzo obiecująco. – Jak widać on również myślał o tym samym. – Chcę cię dzisiaj nauczyć wielu przydatnych klątw.

- Panie, jak wiesz nauka od ciebie to dla mnie zaszczyt – powiedziała z uwielbieniem.

Lekcja ta nie była taka jak się tego Susanne spodziewała. Po swoich dwóch pierwszych lekcjach sama nie wiedziała czego się spodziewać. Bała się momentu, kiedy Czarny Pan zdecyduje, że nadszedł czas, aby nauczyć ją ostatniego zaklęcia niewybaczalnego. Nie wiedziała jak sobie z tym poradzi. Jednak teraz okazało się, że to nie był ten moment. Przez kolejne godziny mężczyzna uczył ją klątw czarnomagicznych. Ten czas przypominał jej lekcje Czarnej Magii, w których uczestniczyła w Durmstrangu, tylko był dużo bardziej intensywny, a jej aktualny nauczyciel używał bardziej zdecydowanych metod. Dużo bardziej zdecydowanych. Zamiast wystawiania złych ocen karał Cruciatusami. Dzięki czemu Susanne miała dużo większą motywację. Nauczył ją zaklęcia przeklętej bariery, strachu, halucynacji, czy też bardzo przydatnego zaklęcia iluzji.

- Jesteś bardzo utalentowana, Susanne – syknął do niej Czarny Pan. – Idealny materiał na mojego Śmierciożerce. – Był wyraźnie zadowolony, a Susanne nie była pewna czy ją to bardziej przeraża, czy cieszy. Bez względu na swoje uczucia uśmiechnęła się dumnie na jego słowa.  

- Panie, twoje słowa to dla mnie największe wyróżnienie.

- Mam taką nadzieję, Susanne. Pamiętaj, że twoje zaangażowanie i oddanie naszej sprawie będzie nagrodzone tylko jeśli będziesz mi w pełni wierna – wysyczał i ponownie stanął za nią. Nie była to pozycja, w której Susanne czuła się komfortowo, a Voldemort wiedział o tym. Cały czas ją testował.

- Panie, jestem ci wierna i zawsze będę – powiedziała, ale wiedziała, że samo to go nie przekona. – I ty panie, dobrze o tym wiesz – dodała z całą pewnością i bezczelnością, którą potrafiła z siebie wykrzesać. Czarny Pan zaśmiał się zimno na te słowa.

- Zadowalasz mnie, Susanne. Zdecydowanie mnie zadowalasz – oznajmił z ekstazą. – Dzisiaj chcę cię jeszcze nauczyć jednej klątwy. – Kiedy on był zadowolony to Susanne zaczynała czuć trwogę. Bała się, że nadszedł ten czas, którego się obawiała. – Szatańska Pożoga. – Niemal odetchnęła z ulgą na te słowa. Czarny Pan jednak nadal za nią stał i wzbudzał w niej niepewność. – Wiesz co to za klątwa?

- Tak, panie. Jednak nie miałam okazji się jej nauczyć.

- Nadrobimy to – stwierdził. – Szatańska Pożoga jest klątwą, którą rzucamy tylko niewerbalnie – zaczął swój wykład ponownie przez cały ten czas ją okrążając. Opowiadał o sposobie rzucania, naturze klątwy i jej użyciu. Mówił z fascynacją i uniesieniem, a Susanne miała wrażenie, że mężczyzna wyciąga z tej lekcji ogrom satysfakcji. Po tym nadszedł czas na część praktyczną i wtedy stało się coś czego Susanne się nie spodziewała. Czarny Pan stanął za nią i złapał za jej uniesioną dłoń z różdżką. Wzdrygnęła się z zaskoczeniem, na co mężczyzna parsknął z chłodnym rozbawieniem. – Rozluźnij się. Musisz się skupić, bo jeden mały błąd może spowodować zniszczenie, a gdybyśmy zniszczyli tę piękną salę to Lucjusz by nam tego nie wybaczył. – Susanne odetchnęła głęboko, zamknęła na moment oczy, aby się pozbierać i przyzwyczaić do dotyku chłodnej dłoni na swojej. – Pierwszy raz pomogę ci rzucić tę klątwę – oznajmił i jeszcze pewniej chwycił jej dłoń. – Jesteś gotowa? – To był pierwszy raz, kiedy Czarny Pan zapytał o to. Do tej pory nie liczył się z jej potrzebami, chociaż Susanne musiała przyznać, że nauczycielem był świetnym, pomijając oczywiście jego sposoby karania. Teraz natura klątwy wymagała od niej pełnego skupienia, dlatego używając oklumencji oczyściła swój umysł ze zbędnych myśli.

- Jestem gotowa – odpowiedział po chwili, gdy już uspokoiła wszystkie swoje emocje, pozostawiając jedynie determinację i skupienie.

- Tak jak przy niewybaczalnych, aby wytworzyć ognistego ducha musisz tego chcieć. Nie potrzebna nam tu żadna inkantacja. Musisz pchnąć całą swoją magię i całą swoją nienawiść w różdżkę, z której wyłoni się twój demon. – I Susanne zrobiła tak jak kazał jej Czarny Pan. Zamknęła oczy i wypuściła z siebie wszystkie negatywne uczucie, które w sobie miała. Nie musiała się nawet zbytnio wysilać, bo w ciągu ostatnich paru tygodni życie doświadczyło ją na tyle, że niemal co dzień obcowała ze swoją nienawiścią. Otworzyła powieki, a jej oczy stały się jeszcze czarniejsze niż do tej pory. Czuła jak Czarny Pan rusza jej dłonią, aby zrobić nią wymagany ruch. – Teraz – szepnął do jej ucha. – Wypuść to z siebie teraz. – I tak zrobiła, a na końcu jej różdżki właśnie w tej chwili zaczęła tworzyć się kula ognia. Na początku była mała, jednak rosła w zastraszającym tempie. Z czasem zaczęła ona przybierać konkretny kształt. Susanne nie mogła uwierzyć, że jej zaklęcie przybrało formę ognistego smoka. Wiedziała, że smok uważany jest za symbol potęgi i mocy, ale też wiedzy i mądrości, a jednocześnie był zapowiedzią czegoś wielkiego. Susanne nie czuła się na siłach, aby zapanować nad tak potężnym magicznie zwierzęciem. Gdy naszła ją ta obawa poczuła wzmocniony uścisk Voldemorta. On chwilę przed nią poczuł, że traci panowanie nad klątwą. Susanne wzięła głęboki oddech i zreflektowała się. Jeśli była w stanie wyczarować klątwę, która przybrała formę smoka, to na pewno będzie w stanie go oswoić i opanować. Zyskała pewność siebie, której jeszcze przed chwilą jej brakowało. Uwolniła się z uścisku swojego pana i obróciła dookoła siebie kierując ognistym smokiem, który obleciał całe pomieszczenie. Mężczyzna zauważył, że jest już w stanie panować nad klątwą, dlatego jej na to pozwolił. Wreszcie gdy już nacieszyła się tą władzą, jaką daje opanowanie własnego demona, zaczęła wyciszać emocje, które nią zawładnęły. Smok zaczął zmniejszać swoje rozmiary, aż wreszcie całkowicie znikł. Susanne nie mogła uwierzyć, że dokonała tego. Opanowała tak potężną klątwę. Nie przejmowała się tym, że jest to czarna magia w swojej czystej postaci. Według niej tylko ktoś kto potrafił zachować równowagę między czarną, a białą magią mógł się określać jako prawdziwie potężny czarodziej. Jej twarz rozświetlił dumny uśmiech, była niezwykle zadowolona z siebie. Ponownie obróciła się dookoła siebie, jednak nie sądziła, że zaraz za nią stał Czarny Pan. Był blisko, jak dla niej zdecydowanie zbyt blisko. Chciała się wycofać, ale jej na to nie pozwolił, Chwycił ją za brodę unosząc jej twarz odrobinę wyżej.

- Jestem z ciebie zadowolony. Naprawdę zadowolony – oznajmił gładząc jej policzek zimnym, długim palcem. – Pracuj tak dalej, a zajdziesz w moich szeregach dalej niż ktokolwiek do tej pory – wysyczał. Nie czekał na jej odpowiedź, bo niemal natychmiast dodał – możesz odejść. – Skorzystała z propozycji, wcześniej dziękując mu za lekcję.

Gdy wyszła z terenów Malfoy Manor odetchnęła głęboko. Nie chciała jeszcze wracać na Grimmauld Place. Nie czuła się gotowa, więc stałą tak na świeżym powietrzu patrząc w rozgwieżdżone niebo. Nie tego się spodziewała przychodząc tutaj. Czarny Pan był nieobliczalny, i to wiedziała już od dawna, ale teraz przekonywała się o tym na własnej skórze. Był z niej dzisiaj bardzo zadowolony. Odczuła to i nie było to dla niej komfortowe. Zadowolenie Czarnego Pana nie było łatwym osiągnięciem, ale dla śmierciożercy powinno być to nagrodą samą w sobie. Ona jednak była inna niż reszta śmierciożerców. Jednocześnie czuła odrazę i nienawiść do tego człowieka, ale też satysfakcję, że to ją naucza największy czarnoksiężnik dwudziestego wieku. Była tego warta i czuła się doceniona, choć wiedziała, że to właśnie jest złe. Bała się, że przez to wszystko zgubi samą siebie. Zatracała się w tym wszystkim i teraz nie była tak do końca pewna czy poradzi sobie z misją, którą wzięła na swoje barki. Wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów i uznała, że ma dość rozmyślania, nadszedł czas na powrót do Pottera. Teleportowała się i znalazła w salonie. Nie spodziewała się jednak, że trafi prosto na Pottera. W końcu była już 2:00 w nocy. Chłopak spał na kanapie przed kominkiem. Na podłodze leżała jakaś książka, którą najwyraźniej czytał przed snem. Nie wiedziała dlaczego nie śpi jak normalny człowiek w sypialni, ale właściwie nie bardzo ją to interesowało. Chciała wyjść nie zwracając na niego już uwagi, kiedy to do jej uszu dotarły jęki cierpienia. Ponownie zwróciła uwagę na Pottera i dotarło do niej, że to on wydaje te dźwięki. Zaczął krzywić się i motać na kanapie. Przez chwilę zastanawiała się czy zostawić go, aby sam poradził sobie z dręczącym go koszmarem, czy mu pomóc. Po chwili zawahania podjęła decyzję, choć pluła sobie w brodę, że miesza się w jego sprawy. Podeszła do kanapy, na której spał i zaczęła potrząsać go za ramię.

- Potter, obudź się. To tylko koszmar – zaczęła mówić do niego. – Potter, spokojnie, obudź się. – Wreszcie przyniosło to jakieś efekty, bo brunet otworzył oczy z przestraszonym wyrazem twarzy nie wiedząc gdzie się znajduje. – Spokojnie, to był tylko koszmar – dodała, gdy zauważyła, że się obudził.

- Koszmar, tak, to tylko koszmar – mruknął pod nosem, gdy rzeczywistość do niego dotarła. – Co ty tu robisz? – zapytał podnosząc się.

- Dopiero wróciłam – odpowiedziała. – A ty nie możesz jak normalny człowiek sypiać w sypialni? – zapytała ze swoim zwyczajowym sarkazmem. Harry jednak nie uznał za stosowne odpowiedzieć na zaczepkę. – No cóż to ja ci nie przeszkadzam i spadam do siebie – oznajmiła i ruszyła do wyjścia. Harry niepewnie patrzył za nią.

- Czekaj – zatrzymał ją. Stanęła w progu patrząc na niego z uniesionymi brwiami. – Yyy… dzięki, to nie było fajne. Ja…

- Potter do rzeczy – pospieszyła go widząc jak się miota nie wiedząc co powiedzieć. Wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie:

- Teraz to na pewno nie zasnę, więc może teraz ty się ze mną napijesz. Chyba potrzebuje o tym zapomnieć – zakończył, po czym uśmiechnął się w ten swój głupkowaty, według Susanne, uśmiech.

 

 

*Dolorem Reliever Ius – z łac. Eliksir Przeciwbólowy