Kolejnego dnia Susanne została obudzona przez tego samego
skrzata, który ją tu przyprowadził poprzedniej nocy.
- Panienko Snape, Krasnal przyszedł dowiedzieć się, czy
zechce panienka dołączyć do gospodarzy na śniadaniu – zaskrzeczał piskliwym
głosem. Susanne przez chwile nie mogła ogarnąć gdzie się znajduje, ale widok
bogato zdobionej sypialni szybko wrócił jej wspomnienia.
- Tak, tylko muszę się ubrać – odpowiedziała.
- Oczywiście, Krasnal przygotował szaty panienki – oznajmił
wskazując swoim chudym palcem na drzwi do garderoby. – Krasnal wróci za
piętnaście minut, żeby zaprowadzić panienkę do sali jadalnej – zaskrzeczał i
zniknął.
Susanne nie pozostało nic innego jak tylko ruszyć się z
łóżka. Szybko ogarnęła się w łazience, a gdy weszła do garderoby rzeczywiście
ujrzała swoje szaty czyste i wyprasowane wiszące na wieszaku, więc nie czekając
na nic więcej ubrała się. Po piętnastu minutach rzeczywiście pojawił się skrzat
domowy, który zaprowadził ją krętymi korytarzami do jadalni. Choć spodziewała
się większej ilości osób w pomieszczeniu to nie sądziła, że przywita ją sama
śmietanka towarzyska śmierciożerców. U szczytu siedział pan domu, od razu
poznała go po długich, lśniących blond włosach. Po prawej stronie Lucjusza
siedziała jego żona, Narcyza, a po lewej syn, Draco. Tą trójkę znała dosyć
dobrze. Ojcu zdarzało się ją tu zabierać, ale nie miała wtedy za wiele do
czynienia z dorosłymi. Najczęściej była odsyłana do Dracona, który zawsze wtedy
szczycił się swoim bogactwem. A raczej bogactwem swoich rodziców. Bawiło ją to
nieustannie, że tylko dzięki temu uważa się za lepszego od niej. Choć mimo to,
oboje lubili wchodzić w różne dyskusje, które z reguły kończyły się tym, że ona
określała go mianem nadętego panicza, a on ją arogancką mądralą. Koło Narcyzy
siedziała jej siostra Bellatrix Lestrange, natomiast koło niej jej mąż Rudolf
Lestrenge, a naprzeciwko niego jego brat Rabastan. Całą trójkę również zdarzyło
jej się spotkać w ciągu ostatniego miesiąca, gdy odwiedzała Czarnego Pana, ale
nigdy nie wymieniła z nimi choćby słowa. Bella zawsze tylko obrzucała ją
niezadowolonym wzrokiem, a nieraz z jej czarnych oczach Susanne dostrzegała
niczym nie skrywaną nienawiść. Wiedziała jednak, że ta kobieta nie darzyła
zbytnią sympatią jej ojca, a i on sam, gdy doszło do wielkiej ucieczki z
Azkabanu półtora roku wcześniej, przestrzegał ją, aby trzymała się od tej
trójki jak najdalej jak to tylko możliwe. Wolne były jeszcze tylko dwa nakrycia
na stole, a wiedziała, że miejsce u drugiego szczytu stołu zostawione było na
wypadek, gdyby Czarny Pan zechciał do nich dołączyć, więc ona chcąc nie chcąc
usiadła między Draconem, a Rabastanem Lestrengem. Przywitała się krótko i
usiadła na wygodnym krześle.
- Cieszymy się, że do nas dołączyłaś – oznajmiła pani Malfoy
ze ściągniętą twarzą.
- Dziękuję ze zaproszenie – odpowiedziała kiwając głową w stronę
gospodarzy. Po tym krótkim dialogu pojawiły się skrzaty domowe i podały
posiłek. Susanne ze zdegustowaną miną obserwowała swojego sąsiada po prawej
stronie, który niemal rzucił się na jedzenie. Nie spodziewała się jakichkolwiek
manier po tym człowieku, ale to co robił ten mężczyzna odbierało jej apetyt. Ze
zdegustowaną miną odwróciła się więc bardziej w stronę Dracona, który
uśmiechnął się do niej drwiąco, na co ona tylko przewróciła oczami. Cały czas,
praktycznie od wejścia, czuła, że jest obserwowana. Gdy podniosła głowę znad
swojego talerza ujrzała czarne tęczówki pełne złości wpatrujące się w nią.
Susanne jednak nic sobie z tego nie robiąc uniosła jedną brew jakby czekała na
reakcję kobiety siedzącej naprzeciwko. I doczekała się.
- Rabastan, opanuj się trochę, bo nasz delikatny gość, jest
zdegustowany – zadrwiła swoim wysokim głosem. Na co jej szwagier tylko prychnął
i nadal spożywał posiłek w sposób godny pożałowania.
- Spokojnie, jestem przyzwyczajona do gorszych widoków –
odpowiedziała Susanne, po czym prowokacyjnie zmierzyła Bellę od góry do dołu.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać, ty mała...
- Bella, uspokój się! Jesteś w moim domu, a dziewczyna jest
moim gościem – zareagował natychmiastowo Lucjusz Malfoy.
- Panie Malfoy, jestem tu tylko i wyłącznie na życzenie
naszego Pana, choć jestem wdzięczna za gościnę – dodała po chwili pojednawczym
tonem, a mężczyzna kiwnął głową zgadzając się z jej słowami.
- Ciekawe czego może chcieć nasz Pan od takiej małej jędzy –
prychnęła Bellatrix.
- Mówisz o sobie? Bo z ciebie to chyba jedyny pożytek jest
wtedy gdy klękasz przed naszym Panem. – Susanne wiedziała, że przegina, ale nie
mogła sobie odmówić tych złośliwości. Cały czas utrzymywała spokojny ton głosu,
a na jej twarzy widniał szyderczy uśmiech. To najbardziej prowokowało jej
przeciwniczkę. Nie dając jednak jej wybuchnąć kontynuowała. – Jestem tu, bo
Czarny Pan tego pragnie, a jeśli tobie nic o tym nie wiadomo, to oznacza, że to
nie twój interes.
W tej właśnie chwili w jadalnie pojawił się Lord Voldemort,
a na jego widok zapanowała głucha cisza. Nawet Bella zrezygnowała z riposty, a raczej klątwy skierowanej w Susanne, którą miała już na końcu języka.
- Bella jeśli jesteś tak ciekawa dzisiejszego celu wizyty
naszego gościa, jako pierwsza go poznasz dziś wieczorem – oznajmił swoim
przerażającym głosem. – Susanne za mną – dodał i nie czekając na dziewczynę
wyszedł. Ta natomiast zerwała się z miejsca, na wyjściu obrzucając jeszcze
Bellę złośliwym uśmiechem, i podążyła za Czarnym Panem. Gdy wreszcie znaleźli
się na miejscu, czyli w sali, w której zawsze Susanne spotykała się z
Voldemortem, mężczyzna zabrał głos.
- Uznałem, że jeśli chcesz być moim śmierciożercą, musisz
się jeszcze dużo nauczyć. I to ja będę cię szkolić.
- Panie, to dla mnie będzie zaszczyt uczyć się od ciebie –
odpowiedziała usłużnie.
- Nie potrzebuję od moich śmierciożerców ułudnych pochlebstw
i sądziłem do tej pory, że ty to rozumiesz – stwierdził patrząc na nią z góry.
- Nie zmienia to faktu, że nauka od ciebie, Panie będzie tym
o czym zawsze marzyłam – odpowiedziała z pewnym siebie uśmiechem. – Ojciec nie
zdążył mnie nauczyć wszystkiego, ale po twojej propozycji, Panie, wierzę, że to
nic straconego.
- Zadowalasz mnie, Susanne. – Dziewczyna widziała, że
połechtała jego ego, i będzie dla niej lepiej, jeśli zawsze będzie go
utrzymywała w tym humorze. – Zaczniemy od Cruciatusa – rozkazał, a Susanne
zwątpiła. Nie sądziła, że zaczną od niewybaczalnych, jednak zaraz opanowała
emocje i na jej twarzy widoczne już było pełne skupienie. Voldemort stanął za
nią i zaczął ją pouczać. – Pamiętaj, że musisz tego chcieć. Musisz czuć
nienawiść, pragnąć sprawić ból. Cieszyć się tym. – Gdy mówił w jego głosie
słychać było fanatyzm i zamiłowanie do sprawiania bólu. Był szalony i właśnie
teraz Susanne w pełni zdała sobie z tego sprawę. Dziewczyna nie mając innego
wyjścia wyciągnęła różdżkę z kieszeni i wycelowała przed siebie. Jednak widać
było po niej, że jest niezdecydowana. – Musisz tego chcieć. Dalej. Zrób to!
- Panie, nie potrafię tak bez celu – odezwała się tym razem
nie pewnie. – To marnotrawienie mojej magii i energii, kiedy moje zaklęcia nie
sięgną celu – wyjaśniła już nieco pewniej. Voldemort zaśmiał się mrocznie.
- I to rozumiem. Chcesz widzieć ból, który sprawiasz. Już
myślisz jak prawdziwy śmierciożerca. – Był on bardzo zadowolony, a Susanne
pomyślała, że mogła lepiej przemyśleć co mówi, próbując uniknąć rzucania zaklęć
niewybaczalnych. Wiele już w życiu robiła i wiele potrafiła, ale te akurat
zaklęcia nigdy jej nie pociągały. Nie chciała stać się kimś kto rzuca nimi na
prawo i lewo, ale teraz nie miała innego wyjścia. Czarny Pan machnął różdżką, i
przed nimi pojawiła się podobizna Albusa Dumbledore’a. Susanne nieco zbladła,
gdy to zobaczyła. Mimo wszystkiego co się wydarzyło dyrektor Hogwartu nie był
pierwszą osobą, która przychodziła jej na myśl, gdy myślała o celu torturującej
klątwy. Wolała, aby przed nią pojawił się manekin niepodobny do nikogo. Jednak
jedyne co jej pozostało to działać, szczególnie, że cierpliwość nie była dobrą
stroną Voldemorta. Ponownie wyciągnęła przed siebie różdżkę i powiedziała to.
- Crucio! – Z jej różdżki wypłynął czerwony strumień, ale
jedyne co osiągnęła to to, że odrobinę odepchnęła manekina. Czarny Pan widząc
to podszedł jeszcze bliżej niej i stojąc tuż za nią złapał ją za gardło lewą
ręką, natomiast prawą, w której trzymał różdżkę wbił w okolice jej żeber, po
czym powtórzył po niej zaklęcie.
- Crucio! – Susanne tylko dzięki temu, że była trzymana
przez Voldemorta nie osunęła się na ziemię z bólu, jednak doskonale czuła
skutki klątwy. Wreszcie zaklęcie zostało przerwane. – Za każdą nieudaną próbą,
będę pokazywał ci jak to powinno wyglądać – wysyczał jej do ucha. – Może to cię
zmotywuje. – Po czym odsunął się, a ona ponownie uniosła różdżkę. I tak przez
kolejne godziny ona próbowała i próbowała, a on ją karał. Wiele razy lądowała
na ziemi, za każdym razem jednak podnosząc się od razu po zakończonej klątwie.
Po jakimś czasie z jej nosa zaczęła lecieć krew, jednak ona nawet tego nie
zauważyła. – Nie starasz się – warknął po kolejnej nieudanej próbie.
- Panie, ja… - Nie pozwolił jej jednak dokończyć przerywając
jej.
- Crucio! – Tym razem pod tą klątwą trzymał ją dłużej niż do
tej pory, włożył w nią więcej mocy, bo Susanne po raz pierwszy czuła tak duży
ból. Wreszcie po prawie pół godziny przerwał klątwę, jednak tym razem nie
potrafiła podnieść się od razu. Leżała na ziemi, oddychając ciężko. Nie była
świadoma łez, które zmoczyły jej twarz, ani krwi lecącej jej z nosa. – Będziesz
tak leżeć i czekać na koniec? – zadrwił. – Pokaż mi, że nie jesteś słaba, że
zasługujesz na bycie moim sługą. – Do Susanne dotarły jego słowa dlatego
zaczęła powoli podnosić się z ziemi. Wreszcie stanęła prosto, otarła twarz z
łez i krwi, i spojrzała na Voldemorta hardo. On jednak nie mówił nic więcej,
jakby czekając na coś. Szybko domyśliła się o co mu chodziło, dlatego uniosła
swoją różdżkę, której ani na chwilę nie wypuściła z dłoni. Na chwilę zamknęła
oczy rozmyślając nad tym co ją ostatnio spotkało. Poczuła nienawiść do losu,
Voldemorta, Dumbledore’a, a nawet do ojca, który ją zostawił samą z tym
wszystkim. Uniosła powieki, a w jej oczach Czarny Pan dostrzegł niczym nie
skrywaną złość.
- Crucio! – wykrzyknęła, a czerwony promień, który wyleciał
z jej różdżki dosięgnął manekina przypominającego Dumbledore’a i rozbił go na
drobne kawałki. To był znak, że wreszcie jej się udało. Wiedziała o tym, a gdy
tylko spojrzała na Voldemorta zauważyła, jak bardzo jest zadowolony.
- Nareszcie! – wykrzyknął. – Widać znalazłem dla ciebie
odpowiednią motywację – zaśmiał się przerażająco. – Nie martw się zaraz
zapewnię ci żywy cel. Zostaniesz na spotkaniu Wewnętrznego Kręgu. – Nakazał jej
stanąć po swojej lewej stronie i czekać. Wyczarował jej także czarną szatę i
białą maskę, którą miała założyć. Po czym wyciągnął swoje lewe ramię, a oczom
Susanne ukazał się Mroczny Znak. Gdy zbliżył do niego różdżkę, wymamrotał coś
pod nosem, a już po chwili w Sali zaczęli zbierać się śmierciożercy. Wszyscy w
jednakowych czarnych szatach i białych maskach, takich jakie Susanne przed
chwilą otrzymała od Czarnego Pana. Część z nich wiedziała albo domyślała się
kim ona jest, część jednak przypatrywała się jej z ciekawością. Wreszcie
ujrzała Lucjusza wraz z Draconem, za nimi natomiast weszła Bellatrix, która
zmierzyła ją groźnym spojrzeniem i stanęła po prawej stronie Voldemorta.
Susanne uważnie wpatrywała się w każdego wchodzącego śmierciożercę, próbując
zapamiętać jak najwięcej szczegółów oraz rozpoznać nieznanych jej ludzi. Gdy
wszyscy przybyli, Czarny Pan usiadł na swoim tronie, a śmierciożercy ustawili
się w okrąg. Susanne tak jak nakazał jej Pan stanęła po jego lewej stronie.
Stała prosto i sztywno, nie okazując żadnych emocji. Wszyscy czekali w
milczeniu czekając, aż ich Pan wyjawi im cel tego spotkania.
- Witajcie śmierciożercy – zaczął Voldemort. – Zebrałam was
tu dzisiaj po to, aby przedstawić Wam naszego nowego towarzysza. Niedawno jeden
z moich lojalnych sług okazał się głupcem niegodnym należenia do naszej rodziny
śmierciożerców. Ale nie żałujemy, bo na miejsce Severusa zyskałem lojalną sługę,
która choć jeszcze nie naznaczona już aspiruje do tego, aby zająć miejsce u
mojego boku. Gdy zasłuży zyska Mroczny Znak jako dowód swojej lojalności wobec
mnie. To także przestroga dla was. Lord Voldemort nagradza wiernych, oddanych i
bezwzględnych dla naszych wrogów, ale i karze głupców, którzy myślą, że
potrafią przechytrzyć swojego pana. I to każe srogo, o czym przekonał się
Severus Snape. – Czarny Pan na chwilę przerwał swoją przemowę i rozglądnął się
po Wewnętrznym Kręgu patrząc jakie wrażenie sprawił na śmierciożercach. Każdy z
nich miał wrażenie, że ich pan zagląda im w głąb serc i umysłów już sprawdzając
ich wierność. – Susanne Snape, teraz pokażesz moim śmierciożercom czego cię
dzisiaj nauczyłem. Jeśli się sprawdzisz to jeszcze dziś będziemy kontynuować
twoją naukę.
Dziewczyna zwróciła uwagę na to jakie poruszenie wśród
śmierciożerców sprawił fakt, że naucza ją sam Czarny Pan. W wielu oczach
widocznych zza białych masek dostrzegła nutę zazdrości, a w niektórych nawet
podziw, czego się zupełnie nie spodziewała. Teraz jednak wyszła z kręgu o krok
do przodu i zwróciła się w stronę Voldemorta czekając na cel, który jej
obiecał.
- Bella, byłaś bardzo ciekawa celu dzisiejszej wizyty
Susanne, więc jako pierwsza go poznasz. Wyjdź na środek! – rozkazał, a Susanne
uśmiechnęła się złośliwie. Mając taki cel jakoś nie miała nic przeciwko
rzucaniu zaklęć niewybaczalnych.
Bellatrix stanęła po środku okręgu i zmierzyła swoją przeciwniczkę
wrogim spojrzeniem. Nienawidziła tej dziewczyny jeszcze bardziej niż jej ojca,
a to było dużym osiągnięciem. Nie wiedziała jakim sposobem ta mała zdzira
wdarła się tak w łaski jej Pana. Chwyciła mocniej swoją różdżkę obiecując
sobie, że choć nie wie czego ta dziewczynka się nauczyła, ale jej na pewno nie
pokona. Ruch ten od razu zauważyła Susanne i przez chwilę się zastanawiała jak
przechytrzyć śmierciożerczynię.
- Dalej! – pospieszył ich Czarny Pan. Wszyscy dookoła
czekali z niecierpliwością.
Susanne uniosła swoją różdżkę i machnęła nią, niewerbalnie
wysyłając w stronę przeciwniczki błysk jasnego światła. Tak jak się spodziewała
Lestrange natychmiastowo rzuciła przed siebie tarczę, przez co na moment
straciła Susanne z oczu, na co ta właśnie liczyła.
- Crucio! – wykrzyknęła nie czekając na nic więcej i skupiając
się tylko na złych emocjach. Błysk światła, który wysłała w stronę Bellatrix
rzeczywiście zatrzymał się na jej tarczy, ale Cruciatus z powodzeniem ją
przebił sięgając celu. Starsza kobieta upadła na ziemię i zaczęła krzyczeć z
bólu. Susanne nie od razu przerwała klątwę, przez chwilę napawając się wrzaskami.
Jej czarne oczy jeszcze bardziej ściemniały, a pod maską pojawił się wyraz
zawziętości. Wreszcie jednak odzyskała nad sobą panowanie i przerwała klątwę.
Wróciła na swoje wcześniejsze miejsce, zostawiając po środku leżącą i dyszącą z
bólu kobietę. Czarny Pan był zadowolony i wszyscy to widzieli.
- Bella chyba nie masz zamiaru tak leżeć i czekać, aż ta
dziewczyna cię wykończy – zadrwił. – Od moich śmierciożerców oczekuję większej
odporności na ból – warknął. To sprawiło, że Bella zaczęła podnosić się z
ziemi. Voldemort natomiast odwrócił się w stronę Susanne i uniósł swoją
różdżkę. Chwilę później ją również dosięgnął Cruciatus i choć powalił ją na
ziemię, to po całym dzisiejszym dniu potrafiła już choć trochę odciąć się od
bólu i od razu po zakończonej klątwie podniosła się stojąc prosto. I tylko krew
lecącą jej z nosa pokazywała jak bardzo jej organizm jest wykończony po tylu
torturujących klątwach, jakie ją dzisiaj dosięgnęły. – Tego właśnie oczekuję od
swoich wiernych śmierciożerców – oznajmił patrząc się na stojącą dumnie
Susanne. Po czym w ramach kary ponownie rzucił na Bellę klątwę torturującą. Tym
razem kobieta wstała od razu i stanęła sztywno obok swojego męża. – Susanne
zadowoliłaś mnie, więc będziemy kontynuować naukę – rozkazał, na co dziewczyna
pokłoniła mu się. – Tym razem przyswoisz sobie Imperiusa – stwierdził z
zadowoleniem.
Panna Snape przeklęła cicho pod nosem, stwierdzając w myślach,
że jeśli tak dalej pójdzie to jutro będzie rzucała Avadami na prawo i lewo.
Jednak nie okazując tego przed Czarnym Panem ponownie wystąpiła do przodu i
czekała na dalszy ciąg.
- Draco, czas abyś wreszcie pokazał mi, że zasłużyłeś na to,
aby nosić mój znak na swoim ciele. Wyjdź na środek – rozkazał. Susanne stała na
razie spokojnie z opuszczoną różdżką i nadal czekała. Widziała, że młody Malfoy
na lekko drżących nogach stanął przed nią, nie wiedząc do końca co go czeka. Voldemort
w tym czasie ponownie stanął za Susanne, tak jak podczas ich dzisiejszej
lekcji. – Znowu musisz tego chcieć – zaczął szeptać jej do ucha. – Musisz
pragnąć tej władzy jaką daje ci ta klątwa, a wtedy zrobisz z nim co tylko
będziesz chciała.
Susanne na moment zamknęła oczy i skupiła się chcąc poczuć
rządzę władzy. I tym razem szybko to poczuła. Wreszcie pokaże temu dzieciakowi,
że to, że jego starzy mają więcej kasy w dzisiejszym świecie nic nie znaczy. Za
sobą czuła obecność Czarnego Pana, więc wiedziała, że musi zacząć działać.
Otworzyła oczy i uniosła różdżkę.
- Imperio – powiedziała i w pełni skupiła się na Draconie. –
Przyznaj, że kochasz szlamy i chciałbyś być jednym z nich, ale niestety twój
ojciec jest nieudolnym i wiernym pieskiem Voldemorta – zaczęła powtarzać w
myślach. Czuła opór blondyna, szczególnie, że kazała mu zrobić to o czym sam
nigdy by nie pomyślał i co było niezgodne z jego wartościami. – Zrób to!
Przyznaj, że kochasz szlamy, a twój ojciec to nieudacznik. No dalej zrób to! –
cały czas przekonywała go w myślach. Widziała jak walczy, kilka razy otwierał i
zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się
powstrzymywał. – Zrób to co ci każę – pomyślała z naciskiem i wreszcie coś się
zaczęło dziać.
- Kocham szlamy – zaczął z zaciśniętymi ustami, jednak
Susanne naparła na niego swoją mocą, aż wreszcie poczuła, że jest jej
całkowicie uległy. – Uwielbiam je i sam chciałbym być jednym z nich, ale mój
ojciec jest czysto krwistym nieudacznikiem i wiernym pieskiem Voldemorta –
powtórzył pewnie to co rozkazała mu Susanne, na co wszyscy śmierciożercy
wybuchnęli szyderczym śmiechem, dodatkowo patrząc na Malfoy’ów z politowaniem.
Tylko Lucjusz wściekle patrzył na swojego syna, który dał się tak poniżyć, przy
okazji poniżając także całą ich rodzinę.
- Widzę, że dałem ci zbyt słabego przeciwnika – zauważył
Czarny Pan, gdy Susanne przerywała swoją klątwę. Draco otrząsnął się i zmierzył
dziewczynę wrogim spojrzeniem. Wiedział, że teraz czeka go kara od ojca, i to
wszystko przez nią. – Może ty, Lucjuszu pokażesz swojemu słabemu synowi jak
przeciwstawić się tej klątwie? – zapytał z pogardą Voldemort. Nadal wściekły
starszy Malfoy wyszedł na środek, po czym chwycił swojego syna za kark i pchnął
go z powrotem do kręgu. – Susanne, zaczynaj!
Dziewczyna ponownie skupiła się i spojrzała blondwłosemu
mężczyźnie w oczy. Wiedziała, że tym razem będzie trudniej. Rzuciła na niego
klątwę, po czym rozkazała mu skakać na lewej nodze i udawać kurczaka. Czuła
większy opór niż przy Draconie. Lucjusz Malfoy był zbyt dumny, aby poniżyć się
do czegoś takiego. Jednak dziewczyna nie poddawała się. Kilka razy zauważyła,
że mężczyźnie drga prawa noga jakby chciał ją unieść, jednak zawsze potrafił
się opanować. Po ponad piętnastu minutach przerwała klątwę.
- Panie, on jest dużo silniejszy od swojego syna –
oznajmiła.
- Poddajesz się? – Voldemort stanął przed nią i uniósł swoją
różdżkę. – Wiesz co cię za to czeka – stwierdził i przytknął ją jej na
wysokości serca. – Crucio! – Susanne ponownie upadła na ziemię krzycząc z bólu.
Na szczęście tym razem Czarny Pan nie utrzymywał długo klątwy, więc po kilku
minutach ponownie stała oddychając głośno. – Jeszcze raz!
I znowu ona rzuciła Imperiusa, a Lucjusz Malfoy
przeciwstawiał się jej klątwie. Gdy po kolejnych kilku minutach nie było widać
żadnych efektów, Czarny Pan nie czekał dłużej, tylko ponownie rzucił na
dziewczynę klątwę torturującą. Po kolejnym „Jeszcze raz!” wypowiedzianym przez
zniecierpliwionego Voldemorta, sytuacja się powtarzała. Trwało to kolejną
godzinę, aż wreszcie, już zmęczona i zła na samą siebie, Susanne zawzięcie
powtórzyła zaklęcie. Obiecała sobie, że wreszcie ten dumny mężczyzna jej się
podda i ponownie rozkazała mu skakać na lewej nodze i udawać kurczaka. Coraz
więcej mocy wysyłała w jego stronę, aż wreszcie po raz drugi poczuła tą władzę.
Władzę nad kimś kto jej się w pełni oddał. Gdy mężczyzna zrobił to co mu kazała
od razu przerwała klątwę.
- Nareszcie – warknął Voldemort i stanął przed nią, a
Lucjusz dostał pozwolenie, aby wrócić na swoje miejsce. Czarny Pan skrzywił
swoje usta w złośliwym uśmiechu, i Susanne wiedziała, że to jeszcze nie koniec.
– A teraz to na mnie rzucisz tę klątwę – oznajmił. Wśród śmierciożerców dało
słyszeć się szmer niedowierzania. Susanne przełknęła głośno ślinę. Nie sądziła,
aby jej się udało, ale wiedziała, że musi podjąć się zadania. Tylko co mogła
rozkazać Czarnemu Panu, aby nie uznał, że się wystarczająco nie postarała. Po
chwili jednak do jej głowy wpadła śmiała myśl, i choć była pewna, że zostanie
srogo ukarana to postanowiła ją zrealizować.
- Imperio – oznajmiła pewnie. – Uklękniesz przede mną i
pokłonisz się swojej pani – pomyślała. Czuła dużo większy opór niż u Lucjusza.
Czarny Pan miał dużo większą moc od chyba każdego znanego jej czarodzieja, i
teraz właśnie poczuła to w pełni. – Uklęknij! Zrób to! – powtarzała w swojej
głowie raz za razem. Naciskała swoją mocą, ale czuła, jak bardzo było to
nieważne w porównaniu do mocy jej pana. Jednak nie poddawała się. Całe dziesięć
minut walczyła, aby zyskać wadzę nad przeciwnikiem. Jednak Czarny Pan pokazał
swoją moc i jako jedyny otrząsnął się spod Imperiusa, samemu go zwalczając.
Susanne ciężko oddychając opuściła swoją różdżkę. Bez pozwolenia nie miała
zamiaru próbować po raz kolejny.
- Wiesz, że mógłbym cię zabić za to co chciałaś, abym
zrobił? – Czarny Pan odezwał się po kilku chwilach przypatrując jej się
uważnie, a wszyscy śmierciożercy zaczęli się w jednej chwili zastanawiać do
czego posunęła się ta dziewczyna
- Mój panie, choć naprawdę próbowałam sprawić, abyś uklęknął
i pokłonił się przede mną, wiedziałam, że nie będę w stanie cię pokonać. –
stwierdziła z pewnym siebie uśmiechem. Tym razem nie bała się, że spotka ją
kara. – Panie, choć marzę o tym, aby mieć taką siłę, jaką ty masz, to wiem, że
nigdy ci nie dorównam, ale obiecuję, że będę się starać, jeśli to cię zadowoli.
– Po jej słowach zapadła cisza. Śmierciożercy oczekiwali, że spotka ją kara za
jej śmiałość, ale ona nadal była pewna siebie. Wiedziała, że Czarny Pan nie
chciał, aby jego słudzy wiedzieli do czego próbowała go zmusić, ale Susanne
miała w tym swój cel. Chciała pokazać nie tylko śmierciożercom, ale i Lordowi
Voldemortowi, że choć to on jest jej panem, i to ona jest zmuszona okazywać mu
hołd, szacunek i poważanie, to się go nie boi. Chciała, aby wiedział, że jej
oddanie nie jest spowodowane strachem.
- Koniec spotkania – oznajmił wreszcie Voldemort. – Susanne
ty zostaniesz – rozkazał po czym spokojnie usiadł na swoim tronie. I choć wielu
z nich spodziewało się wściekłości w jego głosie, usłyszeli tam tylko nutę
zadowolenia. A Susanne już wiedziała, że osiągnęła swój cel. Gdy wreszcie
wszyscy już wyszli Czarny Pan ponownie się odezwał. – Nie spodziewałem się
tego, ale naprawdę mnie zadowalasz Susanne. Taka młoda, a tak przebiegła. –
Zamilkł na chwilę, a Susanne nie odzywała się czekając na ciąg dalszy. –
Przypominasz mi swojego ojca, w jego najlepszych czasach – oznajmił niemal z
nostalgią. Jednak Susanne wiedziała, że akurat ten człowiek nie jest zdolny do
odczuwania takich uczuć. – Nie zepsuj tego tak jak on, a zostaniesz sowicie
nagrodzona przez Lorda Voldemorta.
- Panie zrobię wszystko, aby spełnić twoje wszystkie
wymagania – obiecała kłaniając mu się. Zapadła cisza, a Susanne w jednej chwili
uświadomiła sobie jak bardzo jest zmęczona. Jej organizm właśnie teraz dał jej
znać, że niewiele jeszcze wytrzyma, więc postanowiła działać. – Panie, myślę,
że powinnam już wrócić do Kwatery Zakonu. Teraz kiedy przebywa tam Potter,
trudniej jest mi wymykać się stamtąd bez wzbudzania podejrzeń – wyjaśniła
spokojnie.
- W takim razie rób co do ciebie należy – stwierdził, więc
ona skierowała się w stronę drzwi wyjściowych, jednak przed wyjściem
powstrzymał ją jeszcze głos mężczyzny. – Wezwę cię tu na naszą kolejną lekcję.
W tym czasie masz dowiedzieć się wszystkiego o Potterze. Chcę znać jego każdy
nawyk, wszystkie zachowania. Masz się dowiedzieć z kim się kontaktuje, kogo
lubi, kogo nie, o której chodzi spać, co je. Wszystko!
- Oczywiście Panie. – Pokłoniła się i wyszła. Teraz już
ostatnimi resztkami siły skierowała się do wyjścia z dworu. Marzyła już tylko o
łóżku i spokojnym śnie. Jednak przed samą bramą zatrzymał ją kolejny głos.
- Jak mogłaś tak znieważyć mnie i moją rodzinę! – Tym razem
usłyszała wściekły głos młodego Malfoya, który zagrodził jej dalszą drogę. Nie
miała zamiaru z nim dyskutować, jednak teraz już nie miała siły nawet unieść
różdżki, a co dopiero myśleć, że szybko go pokona.
- Nie wściekaj się. Dobrze wiesz, że musiałam zrobić to, aby
zadowolić Czarnego Pana – warknęła. Chciała go odepchnąć, aby przejść przez tą
cholerną bramę, jednak zakręciło jej się w głowie i zamiast to zrobić oparła
się o jego ramię.
- Co ci jest? – zapytał ze strachem nie wiedząc co się
dzieje. Susanne prychnęła pod nosem, ale postanowiła mu odpowiedzieć.
- A jak myślisz? Cały dzień byłam karmiona Cruciatusami
naszego Pana, a to trochę męczy – warknęła cały czas trzymając go kurczowo.
- Powinnaś odpocząć. Zostań tu jeszcze tą noc. Moja matka ci
pomoże – zaproponował widząc jej stan.
- Nie mogę – stwierdziła tylko. Wreszcie udało jej się
opanować zawroty głowy, więc puściła go i nie mówiąc nic więcej ominęła go i
ruszyła dalej. Sama nie wiedziała jakim sposobem była w stanie się teleportować
i to bez rozszczepienia, ale wreszcie znalazła się na Grimmould Place 12. Tam
zeszła z niej cała adrenalina, która trzymała ją w pionie, i widząc zdziwionego
Pottera, który na jej widok zerwał się z kanapy, po prostu zemdlała.
***
Hej, z okazji walentynek wstawiam kolejny rozdział. Dla tych, którzy obchodzą to święto i dla tych, którzy omijają je szerokim łukiem życzę miłego wieczora.
Pozdrawiam,
AniaXXX
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz