Po
powrocie z cmentarza wróciła do domu na Spinner’s End. Usiadła na starej,
wysłużonej kanapie w salonie i zaczęła zastanawiać się co teraz. Była zagubiona
i zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić, a o dzisiejszym dniu już nie
chciała myśleć. Zapomnieć. To było jedyne co jej przyszło do głowy. Nagle
przypomniała sobie o zapasach ojca w piwniczce. Zerwała się z kanapy i zeszła
na dół. Tam jej oczom ukazało się pomieszczenie w pełni wyposażone alkoholem.
Zapasy te służyły jej ojcu, gdy po wyjątkowo trudnych i brutalnych spotkaniach
z Czarnym Panem musiał jakoś odreagować. Kazał jej się wtedy zamykać w sypialni
i nie wychodzić do rana. Następnego dnia salon zawsze śmierdział przetrawionym
alkoholem, ale ojciec zachowywał się tak naturalnie jak zawsze. Czasem tylko
narzekał na ból głowy, a wtedy ona przygotowywała mu odpowiedni eliksir. Nigdy
nie sprzeciwiała się i nie wychodziła ze swojego pokoju, aby nie peszyć, ani
bardziej denerwować ojca. Ufała, że sam pozbiera się do kolejnego poranka, i
tak właśnie było. Teraz chwyciła jedną butelkę Ognistej Whisky, a po chwili
zastanowienia wzięła również drugą. Przywołała sobie z kuchni odpowiednią
szklankę do whisky i rozsiadła się wygodnie. Nalała solidną porcję alkoholu do
szklanki i wzięła łyka. To nie był pierwszy raz, gdy próbowała alkoholu, ale
pierwszy raz piła, by zapomnieć. Siedziała samotnie w ciszy i piła. Znalazła
jeszcze cygara ojca i nimi również raczyła się jedno po drugim. Pokój wypełnił
się dymem. Łyk za łykiem, szklanka za szklanką, cygaro za cygarem, i tak
wykończyła pierwszą butelkę. Nie przestając wzięła się za drugą. Zaczęło jej
się kręcić w głowie, nie była w stanie już utrzymać w ręku cygara, więc
przestała palić, ale wciąż piła. Gdy skończyła drugą butelkę, zataczając się
ruszyła w stronę piwniczki po kolejną. Przy okazji rozbiła kilka sztuk w
pomieszczeniu, ale udało jej się dotrzeć z powrotem do salonu z trzecią
flaszką. Tego jednak następnego dnia już nie pamiętała. Zegar wskazywał 3:00
nad ranem, gdy w końcu usnęła.
Obudziła
się w południe z tak ciężką głową, że nie była w stanie ruszyć nawet palcem.
Gdy jednak udało jej się lekko podnieść, żołądek oznajmił jej, że czysta whisky
doprawiana cygarami, nie była odpowiednim posiłkiem na kolację. Natychmiastowo
zerwała się z kanapy, na której zasnęła, i pobiegła do łazienki, obijając się o
napotkane po drodze meble i ściany. Gdy zwróciła całą zawartość żołądka uznała,
że czuje się znacznie lepiej, jednak do ideału jeszcze wiele jej brakowało.
Zorientowała się w godzinie i z ulgą stwierdziła, że aby dojść do siebie przed
spotkaniem zakonu ma jeszcze parę godzin. Uznała, że najlepszym na to sposobem
będzie sen, dlatego ruszyła w stronę sypialni, zdecydowanie omijając salon i
zapach jaki się tam unosił, aby ponownie nie skończyć w toalecie. Nastawiła
sobie budzik na 16 i ponownie zasnęła. Po pobudce czuła się już o niebo lepiej,
ale nie zostało jej zbyt dużo czasu do wyjścia. Dlatego nie zastanawiając się
wiele ruszyła do laboratorium, aby przygotować sobie eliksir na doskwierający
jej ból głowy. Całe szczęście ten konkretny eliksir mogła robić niemal z
zamkniętymi oczami, dzięki czemu mimo swojej niedyspozycji już piętnaście minut
później zażywała specyfik. Na szczęście od razu jej pomogło. Kolejne piętnaście
minut później po szybkim prysznicu była gotowa. Tego dnia pogoda zapowiadała
się zdecydowanie lepiej dlatego mogła ze spokojem zrezygnować z ciężkiej
peleryny. Po chwili pojawiła się ponownie przed bramą Hogwartu. Trochę ją
zemdliło przy teleportacji, ale szybko doszła do siebie. Miała jeszcze trochę
czasu, więc spacerkiem ruszyła do swojego celu. Stanęła przed chimerą strzegącą
wejścia i już po chwili stała przed drzwiami do gabinetu. Właśnie wybiła równo
17:00, dlatego krótko zapukała i nie czekając na nic weszła do środka. Tam
jednak z zaskoczeniem ujrzała kolejne dwie osoby.
-
Witaj Susanne – przywitał ją Dumbledore.
-
Dzień dobry dyrektorze – odpowiedziała grzecznie.
-
Wczoraj chyba byłem zbyt zaskoczony, ale powiedz mi jakim sposobem 17-letnia
dziewczyna bez problemów potrafi bez pomocy przejść przez osłony Hogwartu i
dostać się do gabinetu dyrektora nie znając hasła? – zapytał z delikatnym
uśmiechem. Susanne również uśmiechnęła się pod nosem.
-
Mówiłam już panu wczoraj, że ojciec wiele rzeczy mnie nauczył i przekazał,
między innymi strukturę osłon i hasło awaryjne do pańskiego gabinetu –
wyjaśniła.
-
Ach tak, Severus zawsze był wyjątkowym paranoikiem – stwierdził z nostalgią
starszy człowiek.
-
I długo wychodziło mu to na dobre – odparła zimno Susanne. Dumbledore spojrzał
na nią tylko lekko przepraszającym wzrokiem i przeszedł do rzeczy. Pozostała
dwójka do tej pory nie odzywała się w ogóle.
-
Do spotkania Zakonu mamy jeszcze trochę czasu, ale zaprosiłem cię tu aby
przedstawić ci tę dwójkę – tu wskazał na pozostałych obecnych. – Choć jedną z
nich być może pamiętasz. – Owszem, pamiętała. Minerwa McGonnagall była jedną z
niewielu osób, które wiedziały o jej istnieniu. Ona sama poznała ją podczas
swojej ostatniej wizyty w Hogwarcie. Miała wtedy siedem lat, ale ta surowa z
zewnątrz kobieta zapadła jej w pamięć. – Susanne zatem chciałem ci przedstawić
Minerwę McGonnagall oraz Remusa Lupina. A to jest Susanne Snape.
-
Susanne, póki tu nie przyszłaś nie dowierzałam temu co opowiadał nam Albus.
Aleś ty wyrosła. – Starsza kobieta podeszła do siedemnastolatki i złapała ją za
ramiona przyglądając się uważnie. – Tak mi przykro z powodu Severusa. –
Nauczycielka była wyraźnie poruszona. Zaraz za nią poruszył się drugi z
obecnych gości dyrektora. Gdy McGonnagall odsunęła się od Susanne, ten podszedł
wyciągając w jej stronę dłoń na przywitanie.
-
Remus Lupin - przedstawił się. – Nie wiedziałem, że Severus miał córkę – dodał.
-
Widocznie to nie był pański interes – odparła kpiąco. – Susanne Snape – również
się przedstawiła podając mu swoją dłoń.
-
Skoro powitania mamy za sobą – wtrącił się Dumbledore. – Nie zaprosiłem was tu
bez powodu. Susanne wprowadziłem tych dwoje w twoją sytuację. Powiedziałem im o
całej twojej roli – zaznaczył.
-
Prosiłam pana o coś! – Susanne podniosła głos wściekle. – Nikt z Zakonu miał
nie wiedzieć.
-
A zrobiłem to – ciągnął jakby mu w ogóle nie przerywała – ponieważ uważam, że
potrzebujesz wsparcia. – Na te słowa dziewczyna prychnęła gniewnie. – Wiem, że
po tym wszystkim jestem ostatnią osobą, której zaufasz, dlatego postanowiłem
dać ci kogoś kto w razie potrzeby cię wysłucha.
-
Nie potrzebne mi wsparcie – powiedziała dobitnie. – Żadne z nich nie stanie
naprzeciw Czarnego Pana zamiast mnie, więc może sobie pan wsadzić gdzieś to
wsparcie.
-
Susanne zrozum…
-
Nie! To pan powinien zrozumieć, że nie potrzebuje za plecami takich spojrzeń jakimi
zawsze obrzucaliście mojego ojca. Raz zdrajca, zawsze zdrajca. Czyż nie to, pan
mu powiedział, gdy przedstawiał mu pan ten wspaniały plan zabicia pana?
-
Wybacz – poprosił Dumbledore. – Owszem, zbyt wiele razy skrzywdziłem Severusa,
ale nie chcę popełnić drugi raz tego samego błędu. Nie jesteś dla mnie tylko
narzędziem do osiągnięcia celu, i z twoim ojcem również tak było.
-
Dziwnie pan to okazywał. Ja nic od pana nie potrzebuję, jesteśmy po tej samej
stronie, bo nasze cele są zbieżne. Oboje chcemy wykończyć Czarnego Pana, a ja
tylko z pana pomocą to osiągnę. I proszę to zrozumieć raz na zawsze. –
Dumbledore wpatrywał się w nią uważnie, jakby się nad czymś zastanawiał.
McGonnagall trzymała swoją dłoń na ustach nie dowierzając w to co słyszy, a
Lupin wpatrywał się w podłogę.
-
Dobrze. Obiecuję, że nikt więcej nie dowie się o tym, że to ty jesteś naszym
szpiegiem – przyrzekł dyrektor.
-
Dziękuję – skapitulowała dziewczyna, zdając sobie sprawę, że dalsza kłótnia nie
wniosła, by nic dobrego.
-
Jeśli mamy to już za sobą, to może usiądziemy wszyscy i zdecydujemy jak
przedstawimy cię reszcie Zakonu, oraz co przekażesz Voldemortowi na następnym
spotkaniu. – Cała trójka skinęła głową i rozsiadła się na wygodnych fotelach
wyczarowanych przez dyrektora. Zaraz po tym na biurku pojawiły się cztery
filiżanki z parującą herbatą. Susanne chętnie po jedną sięgnęła, w końcu nie
licząc morza whisky, którą wypiła poprzedniego wieczoru ostatnim jej posiłkiem
było wczorajsze śniadanie. – Powinnaś lepiej zadbać o siebie, jesteś strasznie
blada – zauważył Dumbledore.
-
Dziękuję za troskę, ale nic mi nie jest. Z resztą z takimi genami ja zawsze
jestem blada – dodała z uniesionymi brwiami, na co reszta obecnych uśmiechnęła
się słabo. – Może przejdziemy do rzeczy – zaproponowała. Dumbledore postanowił
jej najpierw przekazać jak wyglądają spotkania Zakonu, jednak przerwała mu
ponownie. – Wiem jak to wygląda. Ojciec dużo mi opowiadał o tych spotkaniach.
-
Severus w ogóle dużo ci opowiadał o tym co robi – zauważył Remus.
-
Wszystko mi opowiadał. Nie miał przede mną tajemnic – odpowiedziała dumnie. –
Co pan powie na spotkaniu, gdy zaczną wypytywać o to dlaczego chce pan przyjąć
do Zakonu osobę, która jeszcze nie skończyła szkoły?
-
Zgodnie z prawdą powiem im, że przyjmujemy do Zakonu bardzo zdolną osobę, która
na pewno się przyda. Severus wiele mi opowiadał o twoich talentach. Z resztą
nie będziesz jedynym takim przypadkiem, ale o tym później. Niedawno dołączyło
do nas wiele młodych osób. W dzisiejszych czasach musimy chwytać się
wszystkiego. – Susanne kiwnęła głową zgadzając się z nim. – Co zamierzasz
powiedzieć Voldemortowi na kolejnym spotkaniu?
-
Wbrew pozorom nie może być tego za wiele. Czarny Pan nie jest głupi i z
pewnością nie da się przekonać, że osiągnęłam wszystko w tydzień. Powiem mu, że
grając na pana uczuciach dostałam się do Zakonu, choć wielu starszych członków
było temu przeciwnych, pan przekonał ich, że brakuje wam ludzi i potrzebujecie
napływu świeżej krwi, co pewnie nawet będzie zgodne z prawdą. – Dumbledore
skinął głową i pozwolił jej kontynuować. – Powiem, że domyślam się, że ma pan
na mnie jakiś plan, ale na razie nie chciał mi pan go zdradzić.
-
W porządku – zgodził się. Po czym dodał w myślach, że to również nie będzie
mijało się z prawdą, ale czuł, że ta przebiegła dziewczyna również jest tego
świadoma. – Wiesz, że gdy złożysz przysięgę, która pozwoli ci wstąpić do Zakonu
nie będziesz mogła zdradzić Voldemortowi jego członków, ani miejsca kwatery
głównej.
-
Tak i Czarny Pan również jest tego świadomy. Co nie oznacza, że w dobitny
sposób pokaże mi jak bardzo jest z tego niezadowolony.
-
Dobrze, w takim razie myślę, że wszystko mamy ustalone. Proszę cię, abyś po
każdym spotkaniu z Voldemortem w miarę możliwości pojawiała się u mnie. –
Skinęła głową na potwierdzenie, że zrozumiała. – Ach, byłbym zapomniał… -
Susanne czuła, że wcale nie zapomniał i specjalnie zostawił to na koniec. –
Zaraz przeniesiemy się do kwatery głównej Zakonu Feniksa i nalegam, abyś
zamieszkała tam przez wakacje. Nie będziesz tam samotna, ponieważ często kręci
się tam wielu zakonników, ale będziesz mieszkać tam sama.
-
Mam dom, w którym wcale nie czuję się samotnie – powiedziała dobitnie.
-
Nalegam – odpowiedział tak samo dyrektor. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a
Susanne pomyślała, że chętnie zgasiłaby te szalejące w oczach Dumbledore’a
ogniki.
-
Dobrze, choć zupełnie nie widzę ku temu powodu – odpuściła.
-
Albusie zaraz zaczynamy spotkanie – przypomniała im McGonnagall.
-
Masz rację, Minerwo. Susanne przeczytaj to i spal – mówiąc to wyciągnął z
kieszeni skrawek papieru, na którym pochyłym pismem napisane było: „Kwatera
Główna Zakonu Feniksa znajduje się Na Grimmould Place 12”. Dziewczyna
przeczytała i zgodnie z zaleceniem od razu spaliła papierek. – Dostaniemy się
tam przez kominek. Musisz tylko powtórzyć hasło – wyjaśnił. Jednak zanim
dziewczyna chwyciła za proszek fiuu odwróciła się do Lupina.
-
Za tydzień jest pełnia, przyślę panu swoją sową eliksir tojadowy – oznajmiła, a
następnie postąpiła według instrukcji i już po chwili znajdowała się w ponurym
salonie, w którym zbierał się spory tłum. Dlatego nie zauważyła zszokowanego
wyrazu twarzy Lupina i zadowolonego Dumbledore’a. Rozejrzała się po ludziach,
próbując zapamiętać wszystkich. Zauważyła między innymi zadziwiająco sporo
rudowłosych osób, w tym niewiele starszych od niej bliźniaków, młodą kobietę o
różowych włosach, czarnoskórego mężczyznę, faceta ze sztucznym okiem, i jak
można było się domyślić po chodzie, również sztuczną nogą, bardzo ładną młodą
blondynkę, Susanne dałaby sobie rękę uciąć, że ma w sobie coś z wili, czy też
półolbrzyma ledwo mieszczącego się w pomieszczeniu. Gdy dyrektor pojawił się na
miejscu automatycznie ucichły wszelkie rozmowy i na wszystkich twarzach
widoczne było skupienie. Susanne schowała się w kącie nie chcąc, aby ktokolwiek
zwrócił na nią na razie uwagę.
-
Witajcie – zaczął Dumbledore. – Cieszę się, że już wszyscy dotarliście. Dziś,
na sam początek, niestety nie mam dobrych wieści – oznajmił smutno. – Przykro
mi to mówić, ale straciliśmy jednego z nas. Cztery dni temu Voldemort zabił
Severusa Snape’a. – Po tych słowach zapadła cisza, a Susanne z żalem stwierdziła,
że nie na wszystkich twarzach widać było smutek wywołany tą wiadomością.
Wiedziała, że jej ojciec nie był lubianą osobą, ale do cholery oni nawet nie
wiedzieli ile mu zawdzięczają. – Został ukarany za niewykonanie zadania –
wytłumaczył.
-
Czy jesteśmy pewni, że nie żyje? – zapytał facet ze sztucznym okiem. Susanne
domyśliła się, że to były auror, niejaki Alastor Moody, który szczerze
nienawidził jej ojca. – Może nas zdradził i chowa się teraz za plecami
Sam-Wiesz-Kogo?
-
Otrzymałem informację z wiarygodnego źródła, Alastorze – upomniał go srogo
Dumbledore. – To źródło z resztą wstąpi dziś do zakonu. – Poszukał wzrokiem
Susanne, więc wysunęła się ona z kąta, w którym stała. – Przedstawiam wam
Susanne Snape. – Na wielu twarzach widniało zaskoczenie spowodowane jej
nazwiskiem, oraz zwątpienie spowodowane młodym wiekiem.
-
Tą dziewczynkę? – parsknął Moody, gdy na nią spojrzał. – Albusie, po co nam
dzieci w Zakonie? To nie przedszkole! Do walki z Sam-Wiesz-Kim potrzebni nam
wykwalifikowani czarodzieje! – zagrzmiał. Tego Susanne nie mogła przepuścić mu
płazem., więc wysunęła się do przodu, aby wszyscy ją widzieli.
-
Wykwalifikowani czarodzieje, powiadasz? Ciekawe jak wykfalifikowanych macie
czarodziejów, że nawet nie potrafią wymówić prawdziwego imienia swojego wroga.
A może pokonasz Voldemorta trzęsąc się przed nim, tak jak trzęsiesz się, gdy
ktoś wypowiada jego imię? – zadrwiła. Dla tych co niedowierzali, że ma jakiś
bliski związek z Severusem Snapem, szybko przekonała tą ilością jadu w swoim
głosie.
-
Jak śmiesz, głupia dziewucho?! – zdenerwował się Moody. Susanne widziała, że
Dumbledore chce interweniować, ale nie pozwoliła mu na to.
-
Zamknij się! Teraz ja mówię! – Szybko wyszarpnęła różdżkę z kieszeni. Rzuciła
na aurora kolejno Expelliarmus, który odrzucił go do tyłu, Petrificus Totalus,
który go sparaliżował, a na koniec Levicorpus, zawieszając go za kostkę przy
suficie. A wszystko to zrobiła niewerbalnie. Następnie nadal wściekła, ale
zadowolona z siebie podeszła do niego i przycisnęła mu koniec różdżki do
policzka. – A teraz mnie grzecznie posłuchasz – zarządziła. Mówiła cicho, ale
wyraźnie. Nikt wokół nie kwapił się, aby jej przerwać. – Nie jestem tu po to,
aby się bawić w takie przepychanki. Oboje chcemy zniszczyć Voldemorta i nie
zmienisz tego. To, że nie skończyłam jeszcze szkoły nie oznacza, że mało umiem,
ale o tym sam się właśnie przekonałeś – dodała z przekorą. – A więc teraz cię
opuszczę, a ty zaczniesz zachowywać się jak dorosły, którym ponoć jesteś, i
zaczniemy współpracować. – Odsunęła różdżkę, a na jego policzku pokazał się
przypalony znak jakby ktoś gasił na nim papierosa. Odwracając się rzuciła
Finite Incantatem, nie przejmując się, że spadł z głuchym łoskotem na ziemię. Zwróciła
się do reszty. – Niedawno straciliście głównego warzyciela, który zaopatrywał
was we wszystkie eliksiry, jest to jedna z tych rzeczy, w których mogę zastąpić
mojego ojca – oznajmiła wyjaśniając wreszcie wszystkim swoje pochodzenie.
Dyrektor odchrząknął, chcąc zabrać głos.
-
Alastorze, wszystko w porządku? – zapytał podnoszącego się z podłogi aurora.
-
Nic mi nie jest! – warknął Moody.
-
W takim razie – zaczął ponownie Dumbledore, nie chcąc dopuścić do głosu
wściekłego mężczyznę, który ewidentnie chciał zacząć protestować – choć Susanne
przekazała wam to w dosyć dosadny sposób, potrzebujemy w tej wojnie wszystkich,
którzy będą w stanie nam pomóc. Choćby po to, jak zauważyła Susanne, abyśmy
mieli nadal stały dostęp do wszystkich eliksirów. Z resztą to nie jej jedyny
talent, jestem pewien, że nie pożałujemy decyzji o jej przystąpieniu do Zakonu.
Z ubolewaniem stwierdzam, że nie możemy
wyłączyć z tego młodych ludzi.
-
Ależ dyrektorze! To jeszcze dzieci! – wybuchnęła rudowłosa kobieta.
-
Molly, przykro mi, ale ich to niestety nie ominie. Susanne najpierw
zaprzysiężymy cię, a potem przejdziemy do dalszej części spotkania. – Panna
Snape podeszła do dyrektora podała mu swoją dłoń i wypowiedziała słowa
przysięgi. Choć nie była to przysięga wieczysta, również miała ona dużą moc.
Potem kolejni członkowie składali swoje raporty, które potem dokładnie wszyscy
omawiali. Mówili o olbrzymach, wilkołakach, czy powolnym przejmowaniu
ministerstwa przez Voldemorta. Na koniec przeszli do problemu, nad którym jak
się okazało myśleli już od poprzedniego spotkania. – Jak ostatnio wspominałem
musimy się zastanowić jak bezpiecznie przenieść Harry’ego od mugoli. W tamtym
domu jest bezpieczny tylko do osiągnięcia pełnoletności. Gdy ją osiągnie osłony padną
i Voldemort będzie miał do niego wolny dostęp.
-
Harry, oczywiście trafi do nas? – zapytała Molly Weasley.
-
Tak sądzę. Oczywiście postaram się założyć najmocniejsze osłony na Norę, ale
niestety będziecie musieli ukryć się pod Fideliusem – wyjaśnił. – To
najpewniejsza ochrona. Ale musimy się zastanowić jak go tam bezpiecznie
przetransportować.
-
Może nasza nowa członkini będzie miała jakiś genialny pomysł – odparł ze
złością Moody. Susanne tylko spojrzała na niego z uniesionymi brwiami i
prychnęła, a Dumbledore upomniał go krótko. Jednak dziewczyna wywołana do
odpowiedzi postanowiła się odezwać.
-
Nie sądzę, aby dobrym pomysłem było umieszczanie go u Państwa – oznajmiła
pewnie patrząc na rudowłosą kobietę i mężczyznę siedzącego obok niej, po którym
domyśliła się, że jest jej mężem. – Jak rozumiem Harry Potter jest blisko
zaprzyjaźniony z Państwem i chyba to nie jedyne wakacje, które u was spędzał? –
zapytała wnioskując to po wcześniejszych słowach kobiety, na co ci kiwnęli jej głowami. – No właśnie, więc ten dom będzie
pierwszym wyborem Voldemorta. Mówiliście wcześniej o tym, że Ministerstwo jest
powoli przejmowane przez ciemną stronę, a pan tam pracuje – oznajmiła patrząc
na pana Weasley’a. – Może się zdarzyć, że będziecie śledzeni, prędzej czy
później Voldemort zaatakuje Norę. Jak wiemy z historii instytucja strażnika
tajemnicy może zawieść.
-
Masz jakiś pomysł? – zapytał ją czarnoskóry mężczyzna, nazwany wcześniej
Kingsley’em.
-
Nie sądzę, aby czekanie z tym do ostatniej chwili było dobrym pomysłem.
Przeniesienie Pottera jeszcze zanim opadną osłony byłoby lepszym wyjściem.
Niweluje to działanie na ostatnią chwilę, szczególnie jeśli pojawią się jakieś
problemy. Myślę, że wystarczyłby dzień wcześniej. Zbyt wczesne działanie
również nie będzie sprzyjać. Proponuję wybrać z pięć, sześć domów, w których
możliwie najprawdopodobniej przenieślibyście Pottera. Wszystkie je zabezpieczyć
zaklęciem Fideliusa, które mimo wszystko, jak pan mówił dyrektorze, daje
najwięcej szans na ochronę. Potem wysłać tyle samo osób, tak, aby każdy z nich,
oprócz jednego, miał drugiego towarzysza. Ta jedna osoba dostałaby do pary
Pottera. Wtedy każda dwójka teleportowałaby się do jednego z domów, a osoba z
Potterem tutaj. Ten dom chroniony jest nie tylko zaklęciem Fideliusa, ale
także przysięgami członków Zakonu. Nikt z nas nie może zdradzić umiejscowienia
go.
-
A na co ta maskarada z tyloma osobami? – warknął nadal obrażony Alastor.
-
A na to panie Moody, że teleportacja, szczególnie z osobą, na którą nadal
nałożony jest namiar, jest ściśle kontrolowana przez Ministerstwo – wyjaśniła.
– Im więcej śladów teleportacji, tym trudniej będzie ustalić, kto gdzie się
przeniósł. – Po jej słowach zapadła chwilowa cisza, aż wreszcie wzniosły się
pierwsze głosy.
-
To naprawdę dobry plan. – Kingsley z uznaniem kiwał głową. Po twarzach innych
osób poznała, że również tak sądzą. Plan został zaakceptowany. To była ostatnia
kwestia do omówienia, więc Dumbledore zarządził, że na dniach wybierze
odpowiednie domy i przed samą operacją razem ze strażnikami odpowiednio je
zabezpieczy, a ich tożsamość miała pozostać tajemnicą. W związku z tym Susanne
po spotkaniu poprosiła Dumbledore’a o rozmowę na osobności. Przeszli go kuchni
gdzie panował spokój. Dziewczyna wyciszyła pokój i przeszła do rzeczy.
-
Wie pan dyrektorze, że będę musiała przekazać Czarnemu Panu tożsamości
strażników tajemnicy. On przez najbliższy czas będzie mnie sprawdzał i muszę mu
się pokazać od jak najlepszej strony.
-
Jak chcesz mu przedstawić swój plan przeniesienia Harry’ego?
-
Powiem, że aby pokazać swoją wartość na spotkaniu Zakonu wymyśliłam ten plan.
Potter ma zostać przeniesiony do jednego z sześciu domów członków Zakonu.
Wszystkie one mają być zabezpieczone zaklęciem Fideliusa i obiecam, że do
przeniesienia przekażę mu informację o wszystkich strażnikach tajemnicy, jemu
zostawiając złapanie ich i wydobycie hasła. Gdy dojdzie do wszystkiego powiem,
że nie zaufał mi pan w pełni i w ostatniej chwili zmienił plan przenosząc
Pottera do kwatery, ale choćbym chciała to nie mogę mu zdradzić jej
lokalizacji.
-
Susanne, po naszej wczorajszej rozmowie naprawdę nie sądziłem, że trafił nam
się tak cenny nabytek w Zakonie. – Siwowłosy był pod wrażeniem, jednak zaraz
sobie przypomniał, że tę dziewczynę wychował Severus Snape i nie powinien się
dziwić, że tak świetnie sobie radzi. Choć martwił się tym, że pozostanie taka
zamknięta, nie dopuszczająca do siebie nikogo, zupełnie jak jej ojciec.
-
Dziękuję, ale nie potrzebuję pochwał – zauważyła. – A teraz nie chciałabym
zabierać panu więcej czasu. Do widzenia – pożegnała się.
-
Pamiętaj Susanne, że obiecałaś mi, że zamieszkasz tu – przypomniał jej.
-
Dyrektorze, czy to naprawdę konieczne? – zapytała zrezygnowana.
-
Owszem. Przyda nam się ktoś, kto zawsze będzie na miejscu.
-
Dobrze, niech będzie – zgodziła się niezadowolona. – Zabiorę tylko rzeczy i
zabezpieczę swój dom, a potem przeniosę się tutaj.
***
Cześć,
dzisiaj przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem.
Cieszę się, że pomysł z zapowiedziami się sprawdza, więc jak najbardziej będę to kontynuowała.
Opisy reszty bohaterów będą się pojawiały, gdy ich rola w opowiadaniu się zwiększy.
Jeśli natomiast chodzi o elementy psychologii to to akurat wychodzi mi dużo łatwiej i zdecydowanie lepiej niż na przykład opisy otoczenia, więc na pewno nie będę z tego rezygnować.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia,
AniaXXX
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz