Na
Privet Drive 4 w Surrey od dwóch tygodni oprócz rodziny, składającej się z
małżeństwa i nastolatka, który był ich synem, przebywał także drugi nastolatek.
Siedemnastoletni Harry Potter ogółem starał się być niezauważony i jak
najrzadziej pokazywać się na oczy wujostwu. Na całe szczęście tego roku miał
spokój od kuzyna, który odkąd dowiedział się na początku lipca, że niedługo
zostanie przeniesiony w bezpieczne miejsce czarodziejskim sposobem, to wiecznie
chodził przestraszony, a na widok Harry’ego zieleniał na twarzy. Na koniec
poprzedniego roku szkolnego po tych wszystkich przeżyciach związanych z
poszukiwaniem horkruksa i wieżą astronomiczną, na której słyszał jak dyrektor
błaga Snape’a, aby ten go zabił, a nauczyciel eliksirów mu się sprzeciwia,
Dumbledore zaprosił go na długą rozmowę, w której wyjaśnił mu wiele rzeczy.
Oczywiście dopiero po tym jak udało im się przegonić z Hogwartu śmierciożerców,
którzy dostali się na jego teren z pomocą Malfoy’a oraz po tym jak Snape wraz z
pielęgniarką pokonali klątwę, krążącą w żyłach dyrektora, która znalazła się
tam na skutek wypitej w jaskini z horkruksem trucizny. Mężczyzna opowiedział mu
wszystko o planie jaki stworzył ze znienawidzonym przez Harry’ego nauczycielem.
Chłopak dochodził do siebie po tym przez kolejny tydzień, rozumiejąc wreszcie,
że Snape mimo swojego zachowania naprawdę jest po ich stronie. Dyrektor po raz
kolejny wytłumaczył mu po co musi wrócić do domu wujostwa ten ostatni raz.
Dlaczego musi tam przebywać, aż do dnia urodzin. Niestety, ale prosił o
ograniczenie kontaktu z przyjaciółmi, bo wszelkie drogi komunikacji były
monitorowane przez ministerstwo, w którym coraz bardziej panoszył się
Voldemort. Obiecał mu także, że zrobi wszystko, aby jak najbezpieczniej
przenieść go w bezpieczne miejsce. Ogółem mówił dużo o bezpieczeństwie,
przestrzegając Harry’ego szczególnie przed niepotrzebnym włóczeniem się po
okolicy. Nakazał mu, aby cały lipiec przesiedział w domu nie kusząc
niepotrzebnie losu. I choć Harry’emu nie bardzo to odpowiadało zastosował się
do poleceń dyrektora. Wiedział, że sytuacja w czarodziejskiej Anglii jest coraz
gorsza, dlatego właśnie przebywał głównie w swoim pokoju, codziennie rano
wykreślając z kalendarza kolejne dni lipca i nie mogąc się już doczekać
urodzin, w które to wreszcie raz na zawsze opuści to miejsce. Od czasu do czasu
skradał się tylko do łazienki i kuchni próbując wszelkimi siłami nie natrafić,
na któregokolwiek z jego rodziny. Co prawda Dumbledore przekonywał, że ze
strony Voldemorta grozi mu niebezpieczeństwo tylko poza domem, ale nie wiedział
on, że przebywanie Harry’ego poza jego pokojem, może doprowadzić do czegoś
znacznie gorszego, jak na przykład do tego, że wuj Vernon straci wreszcie
cierpliwość i wyrzuci go z domu za wszystkie kłopoty, jakie według niego na
nich sprowadza. A od drugiej wizyty Dumbledore’a na Privet Drive 4 dokładnie 3
lipca wuj wyglądał jakby niewiele mu brakowało do wybuchu. Dyrektor pojawił się
u nich, aby wytłumaczyć, że wujostwo Harry’ego, jeśli chce pozostać bezpieczne,
nie może zostać w swoim domu po przeniesieniu Harry’ego. Gdy tylko chłopak opuści
dom i przestanie traktować go jak swój, wszystkie osłony padną, a Voldemort z
dużym prawdopodobieństwem zabije rodzinę Wybrańca, aby zadać mu cios. Gdy
siwowłosy mężczyzna tłumaczył im, że w noc z 30 na 31 lipca zaufani
czarodzieje, w zupełnie czarodziejski sposób, zabiorą ich do zabezpieczonego
przez czarodziejów bezpiecznego miejsca, wuj Vernon coraz bardziej purpurowiał.
Na koniec wreszcie stwierdził, że nie zgadza się na nic co związane z TYM.
Wtedy stało się coś czego Harry się zupełnie nie spodziewał. Ciotka Petunia do
tej pory wciśnięta w kąt kanapy wstała, złapała się pod boki, Harry pomyślał,
że wygląda zupełnie jak pani Weasley krzycząca na synów, i spojrzała srogo na
męża.
-
Vernonie! Uspokój się! Jeśli nie chcemy zginąć tak jak Lily – Harry pierwszy
raz słyszał jak ciotka wspomina swoją siostrę, bez odrazy w głosie – to
pozwolimy im się ukryć! Sami nie potrafimy tego co oni, więc sami nie ukryjemy
się przed tym Lordem, który nam zagraża! – Po czym usiadła, nie zwracając już
uwagi na krzywiącego się męża, który ewidentnie nie wiedział co powiedzieć. Za
to zajęła się pocieszaniem Dudziaczka i przekonywaniem go, że nie pozwoli, aby
stała mu się jakaś krzywda. I tak właśnie na jego widok, wujowi Vernonowi
skakało ciśnienie z wściekłości, ciotka Petunia mimo swojej postawy patrzyła na
niego oskarżającym wzrokiem, a Dudley kulił się w sobie mając nadzieję, że
zniknie.
Tak
więc Harry od 1 lipca stosował się do zaleceń dyrektora, nie włóczył się po
okolicy, z przyjaciółmi wymieniał jałowe listy, na zasadzie „co u ciebie?”, „u
mnie w porządku”, czy też „moje lato mija wspaniale, ale nie mogę się doczekać
powrotu do Hogwartu” okraszone odpowiednią dozą sarkazmu, a do tego wszystkiego
starał się nie wchodzić w drogę wujostwu. Z niechęcią spojrzał w kalendarz
widząc, że pozostało mu jeszcze czternaście jednakowych dni. Harry nie wiedział
tylko jednego, że całe przeniesienie będzie miało miejsce noc wcześniej niż
przekazał mu to Dumbledore. A przede wszystkim nie wiedział, że miejsce jego
przeniesienia będzie miejscem, w którym obiecał sobie nie postawić już więcej
nogi. Potter miał pociechę jedynie z towarzystwa Hedwigi oraz z tego, że tym
razem mógł trzymać swój kufer ze wszystkimi magicznymi przedmiotami. Dzięki
temu miał zajęcie, przez które udało mu się jeszcze nie zwariować. Spędzał czas
na czytaniu książek i odrabianiu prac domowych zadanych na lato. Choć gdy o tym
pomyślał to stwierdził, że gdy powie Ronowi o tym, że już wszystko odrobił, to
przyjaciel jednak stwierdzi, że zwariował. I tym sposobem te dni mijały mu
bardzo powoli, ale chociaż pocieszał się tym, że mijają w ogóle.
Susanne
w skupieniu zastanawiała się nad przeniesieniem Pottera. Nie czekała na to
zdarzenie z utęsknieniem. Przyzwyczaiła się do mieszkania na Grimmould Place 12.
Nie mogła uwierzyć, gdy po zwiedzeniu domu uznała, że należał on do rodu
Blacków. Wiedziała co nieco o rodzinie matki, i zupełnie nie wiedziała jak to
gniazdo Ślizgonów znalazło się w posiadaniu Zakonu Feniksa. Jednak nie
zastanawiała się długo na tym, ponieważ dobrze się tu czuła. Była tu sama, a
jednak gdy dopadała ją nuda, albo potrzebowała zając myśli czymś innym zawsze
akurat wtedy w Kwaterze pojawiał się któryś z zakonników. Nawet kłótnie z
Moodym dobrze zajmowały jej myśli. Teraz jej myśli szybko jednak przeniosły się
na ostatnie spotkania z Czarnym Panem. Miała już za sobą trzy takie spotkania i
o kolejnych nie myślała z utęsknieniem. Na drugim spotkaniu z lekkim
niedowierzaniem Czarny Pan słuchał o jej osiągnięciach, ale szybko przekonała
go gdy pozwoliła mu przeryć swój umysł. Obiecała mu, że dowie się kto będzie
strażnikami tajemnicy we wszystkich potencjalnych kryjówkach Pottera. Na razie
jednak dyrektor nie chciał jej zdradzić żadnych szczegółów, co nieco ją
irytowało. Czuła by się o wiele pewniej gdyby cokolwiek wiedziała, a tak
musiała czekać na decyzje dyrektora o tym czy puści ją do Czarnego Pana z
niczym. Na trzecim spotkaniu jej Pan oznajmił jej, że daje jej kolejny tydzień na dowiedzenie się
wszystkiego o przeniesieniu Pottera, a jeśli go zadowoli odpowiednio ją
wynagrodzi, a także będzie uczestniczyć w kolejnym spotkaniu Wewnętrznego
Kręgu. Aż wzdrygnęła się na myśl o dołączeniu do reszty śmierciożerców, i to
nie dlatego, że się tego bała, ale wiedziała z czym się to wiąże. Do tej pory
nikt bez Mrocznego Znaku nie uczestniczył w spotkaniu Wewnętrznego Kręgu, a
więc już niedługo będzie czekała ją inicjacja. Choć Dumbledore cały czas
przekonywał ją, żeby dała do zrozumienia Lordowi Voldemortowi, że w obecnej
sytuacji nie będzie dobrym pomysłem wysyłanie śmierciożercy do Hogwartu, że w
ten sposób łatwiej będzie ją odkryć, ale wiedziała, że nawet nie będzie
próbowała tego zrobić. Nie miała prawa wyrazić niechęci do Mrocznego Znaku
jeśli chciała przeżyć inicjację. Uniosła głowę, gdy usłyszała chrząknięcie
dochodzące z kominka. Gdy podeszła do niego ujrzała płonącą głowę Dumbledore’a.
-
Witaj Susanne – przywitał się jak zwykle uprzejmie.
-
Dobry wieczór, dyrektorze – odpowiedziała.
-
Chciałbym cię poprosić o spotkanie u mnie w gabinecie. Musimy porozmawiać. –
Dziewczyna skinęła tylko głową i odczekała, aż mężczyzna zniknie, aby samej móc
przenieść się do Hogwartu. Po chwili już siedziała przed biurkiem dyrektora. –
Dziękuję ci, że od razu zgodziłaś się na to spotkanie. Dopracowałem już
wszystkie szczegóły twojego planu, więc pozwól proszę, że wszystko ci przekażę.
-
Czas najwyższy, proszę pana. Jutro muszę się w tej sprawie spotkać z Czarnym
Panem.
-
Tak, wiem. W takim razie zacznijmy. Z zaufanymi osobami wybrałem sześć domów,
które dzień przed przeniesieniem zabezpieczymy zaklęciem Fideliusa.
-
Jakie to domy? – zapytała konkretnie.
-
Dom Weasley’ów, dom Billa Weasleya, dom Remusa, Dom Kingsley’a, dom Alastora i
dom Tonksów.
-
Wybrali już strażników tajemnicy?
-
Owszem – odpowiedział dyrektor przyglądając się swojej rozmówczyni uważnie.
-
Kogo? – Susanne jednak nie miała zamiaru tracić czasu na jego zagrywki.
-
Mnie.
-
Wszyscy? – zapytała z uniesionymi w zdziwieniu brwiami.
-
Owszem. To akurat był mój pomysł, a oni wszyscy się zgodzili.
-
Ekstra – oznajmiła Susanne z sarkazmem. – Czarny Pan nie będzie zadowolony.
Ustaliliście już kto będzie uczestniczył w przeniesieniu? – zapytała nie
ciągnąc już dalej tematu strażnika tajemnicy.
-
Tak. Artur Weasley będzie teleportował się ze swoim synem Ronaldem do Nory,
Bill Weasley z narzeczoną Fleur do Muszelki, Lupin do siebie z Fredem
Weasley’em, Nimfadora Tonks z Georgem Weasley’em do domu jej matki, Kingsley z
Hermioną Granger, a Moody z Mundungusem Flecherem. – Susanne potrzebowała
chwili na przemyślenie wszystkich uczestników.
-
Dużo tam Weasley’ów – zauważyła. – Ten Ronald i Hermiona Granger nie są w
Zakonie.
-
Nie – przytaknął. – Ale to przyjaciele Harry’ego, nalegali, aby uczestniczyć w
tym.
-
Kto przeniesie Pottera tutaj?
-
Ty – odpowiedział Dumbledore pewnie.
-
Ja? – Susanne była nieźle zdziwiona.
-
Owszem, w końcu mieszkasz tutaj. Będę tu na was czekał.
-
Dlaczego to pan go tu nie przeniesie?
-
Jestem strażnikiem tajemnicy sześciu rodzin. Moje pojawienie się na miejscu nie
jest dobrym pomysłem.
-
Dobrze. Dziękuję, że mi Pan o wszystkim powiedział. Teraz muszę pojawić się u
Czarnego Pana. Także do widzenia – pożegnała się i zaraz jej nie było. Susanne
szybkim krokiem skierowała się do wyjścia z zamku i teleportowała się do Malfoy
Manor, gdzie wiedziała, że zastanie Czarnego Pana. Ponownie tak jak za każdym
razem stanęła przed wielką bramą i stuknęła w nią różdżką. I znowu na powitanie
wyszedł jej Pettigrew.
-
Otwieraj! Przyszłam do Czarnego Pana!
-
Nie będziesz mi rozkazywać! – Ten człowiek irytował ją za każdym razem coraz
mocniej. Zawsze przy wejściu próbował pokazać swoją marną władzę, której w
rzeczywistości nie miał, a przynajmniej nie nad nią.
-
Posłuchaj mnie szczurze. Czy ty naprawdę chcesz, żebym przekazała naszemu Panu,
jak za każdym razem utrudniasz mi spotkanie z nim?
-
Nie musisz mnie straszyć Panem. On mi, w porównaniu do ciebie, ufa, a ja nie
wiem czy jesteś oczekiwana, Snape.
-
Czarny Pan zawsze mnie oczekuje, gdy się do niego wybieram, a tobie nic do tego
skoro nic o tym nie wiesz. Otwieraj tę bramę! – I rzeczywiście wreszcie jej
posłuchał. Zawsze w ostatnim momencie, kiedy już prawie doprowadzał ją do szału
wreszcie kapitulował i otwierał bramę. Dlatego nie zwracając już na niego uwagi
przeszła i czym prędzej skierowała się do pomieszczenia, w którym niemal na
pewno spotka Czarnego Pana. Zapukała do ciężkich drzwi i czekała na syczące
„wejść”. Wreszcie je usłyszała, więc nie czekając na nic weszła do środka. Tam
jednak mężczyzna nie był sam. On sam siedział na podobnym do tronu fotelu, a
przed nim klęczała kobieta o czarnych, ciężkich lokach.
-
Bella, wyjdź – rozkazał ich Pan, a kobieta wstała z kolan i wychodząc obrzuciła
Susanne niechętnym spojrzeniem. – Sądziłem, że jutro mnie odwiedzisz – zauważył
Voldemort.
-
Panie, mam dla ciebie zbyt ważne wiadomości, aby czekać z tym do jutra. – Nie
czekając na pozwolenie kontynuowała. – Panie, opłaciło mi się mieszkanie w
kwaterze głównej. Udało mi się podsłuchać, szczegóły dotyczące mojego planu
przeniesienia Pottera. Wybrali oni sześć potencjalnych kryjówek.
-
Które domy wybrali? – Czarnemu Panu ze zniecierpliwienia aż błyszczały jego
wąskie oczy. Widziała, że jest zainteresowany, aż nadto.
-
Weasley’ów, ich najstarszego syna Williama, Lupina, Tonksów, Shacklebolta i
Moody’ego – wyliczyła.
-
Dobrze, bardzo dobrze. Co ze strażnikami tajemnic? Chyba nie myślą, że zwykłe
zaklęcie Fideliusa mnie powstrzyma.
-
Panie, niestety, ale wszyscy oni wybrali na strażnika Dumbledore’a. Próbowałam
go przekonać, że jedna osoba jako strażnik sześciu domów to nie jest dobry
pomysł, ale nie udało mi się. Uparł się, że nie pozwoli, aby sytuacja sprzed
lat się powtórzyła. Wybacz mi, Panie. – Susanne skłoniła się w geście pokory.
-
To jest problem, ale mogłem się tego spodziewać po tym starym głupcu. –
mamrotał do siebie. – Ważne, że wiemy kiedy to się stanie. Nie zmienili
terminu?
-
Nie, Panie. Dumbledore upiera się, aby czekać, aż Potter osiągnie pełnoletność.
Będą czekali do północy, aż osłony opadną.
-
Dobrze, to będzie nasza szansa. – Wreszcie Voldemort zwrócił większą uwagę na
stojącą dumnie przed nim dziewczynę. Ona miała potencjał, tylko musiał ją
dobrze ukierunkować. Jak tylko przechwycą Pottera zacznie ją trenować. Będzie
mu wierna jak Bella, posłuszna jak Lucjusz i utalentowana jak niegdyś był
Severus. Pokaże im wszystkim jaki powinien być idealny śmierciożerca. –
Zadowalasz mnie, Susanne. – Podszedł bliżej i złapał ją za brodę, wcześniej
niemal gładząc jej policzek, a Susanne ostatnią siłą woli powstrzymała się od
wzdrygnięcia z obrzydzenia. Zamiast tego uśmiechnęła się dumnie, jakby słowa
Czarnego Pana mile połechtały jej ego. – Wierzę, że zajdziesz dalej niż twój
ojciec.
-
Tego właśnie pragnę, mój Panie.
-
Nadszedł czas, abyś przejęła większą rolę u mojego boku. – Jego głos przybrał
niemal aksamitny ton. – Choć ubolewam nad tym to jeszcze nie jest dobry czas na
Mroczny Znak na twoim przedramieniu. Ale muszę cię móc jakoś wzywać do siebie.
– Zaczął krążyć po pomieszczeniu.
-
Panie, twój znak na moim ciele będzie dla mnie największą nagrodą – powiedziała
z uwielbieniem. – Żyję, by ci służyć. – Voldemort uśmiechnął się, co u niego
wyglądało bardziej przerażająco.
-
I będziesz mi służyć, ale nie mogę pozwolić, aby zbyt szybko cię odkryli. W
zeszłym roku już popełniłem ten błąd, i oznaczyłem chłopaka, który nie okazał
się tego w ogóle godny. Musisz sobie zapracować na tę nagrodę.
-
Panię, zrobię dla ciebie wszystko – przyrzekła.
-
Nie masz innego wyjścia, Susanne. – Voldemort zaśmiał się złowieszczo. – Ale
tak jak mówiłem muszę cię jakoś wzywać do siebie. – Ponownie zaczął krążyć po
pomieszczeniu, jakby się nad czymś zastanawiał. – Tak, myślę, że to będzie
bardzo dobry pomysł, aby ci to powierzyć – mruczał do siebie, po czym ściągnął
ze swojej szyi gruby złoty łańcuszek, na którym wisiał coś jakby medalion
wielkości kurzego jaja. Czarny Pan przez chwilę mamrotał pod nosem jakieś
zaklęcia nad medalionem, a następnie ponownie zbliżył się do dziewczyny. – Gdy
zacznie robić się gorący, złap za niego i teleportuj się do mnie – oznajmił
głośno i zawiesił go na jej szyi. – To bardzo cenna pamiątka, pilnuj jej, a
zasłużysz na nagrodę. – Susanne nie wiedziała kompletnie co powiedzieć, więc
skinęła tylko głową. – A teraz wyjdź – odprawił ją jednym ruchem ręki.
Susanne
zupełnie nie wiedziała co o tym myśleć. Gdy tylko znalazła się na Grimmould
Place i zobaczyła, że nikogo więcej w domu nie ma, ściągnęła z siebie wisiorek,
aby móc mu się przyglądnąć. Był wykonany ze złota, na przodzie, ułożona z jakiś
zielonych kamyków, zdobiła go litera „S”. Susanne nie wiedziała co to oznacza.
W tej chwili był to dla niej tylko świstoklik do Czarnego Pana. Po chwili
uświadomiła sobie, że wreszcie nie będzie musiała męczyć się z Glizdogonem.
Czarny Pan wyraźnie dał jej do zrozumienia, że medalion sprowadzi ją
bezpośrednio przed jego oblicze. Na te myśli uśmiechnęła się zadowolona. Nie
zastanawiając się więcej zmęczona położyła się do łóżka.
Choć
Harry jeszcze o tym nie wiedział, wreszcie nadszedł ten wyczekiwany przez niego
dzień. Nie różnił się on niczym innym od dwudziestu ośmiu innych dni spędzonych
tutaj. Im bliżej było całej operacji tym bardziej Dursley’owie się denerwowali.
Dlatego Harry jeszcze bardziej schodził im z drogi. Dlatego nieźle się zdziwił,
kiedy siedząc u siebie w pokoju późnym wieczorem 29 lipca usłyszał głośny
trzask teleportacji w salonie domu Dursley’ów. Szybko chwycił różdżkę i zbiegł
na dół. Z wyciągniętą różdżką wbiegł do salonu gotów się bronić, ale to co tam
zastał całkowicie go zszokowało. Wuj Vernon oddychając głośno, cały czerwony na
twarzy, wpatrywał się w grupę osób, która pojawiła się tam zupełnie
niespodziewanie. Za nim Dudley kulił się w ramionach matki, która próbowała go
uspokoić. A przed nimi, jak naliczył Harry, stało piętnaście osób, z których
większość bardzo dobrze znał.
-
Skąd mam wiedzieć, że to na pewno wy? – zapytał nie opuszczając różdżki.
-
Bardzo dobrze, Harry – pochwalił go Remus Lupin. – Remus Lupin. To ja nauczyłem
cię jak wyczarować Patronusa. Gdy odwiedziłeś mnie u mnie w gabinecie, w dużym
akwarium znajdowały się druzgotki. – Harry kiwnął głową jednak nie opuścił
różdżki, a to było coś czego wuj Vernon nie wytrzymał.
-
Nie używaj tego w naszym towarzystwie! – wykrzyknął.
-
Pomyślałby kto, że mieszkając z czarodziejem…
-
… pod jednym dachem, powinni się przyzwyczaić do widoku różdżki – oznajmili
rudowłosi bliźniacy dokańczając swoje kwestie. – Harry, chyba nie sądzisz, że
ktoś mógłby nas podmienić?
-
No właśnie, ale żeby pamiętać o zasadach. To ty nam dałeś…
-
… kasę na nasz biznes. – Harry wreszcie rozluźnił się i uśmiechnął szeroko.
Przytulił się do Lupina witając się.
-
Co wy tu robicie? Przecież jutro Dumbledore miał mnie przenieść?
-
Zmiana planów – odpowiedział mu radośnie najlepszy przyjaciel. – Witaj kumplu.
– Zaraz za Ronem, to Hermiona przywitała się z nim przytulając go krótko.
-
Większość z nas już znasz – oznajmił Remus. – Ale jest tu jedna nowość.
-
To nie spotkanie przyjacielskie – zauważyła Susanne, a Harry dopiero teraz
spostrzegł dziewczynę mniej więcej w jego wieku, która ze znudzeniem opierała
się o nieskazitelnie czysty blat ciotki Petunii. – Na to przyjdzie czas
później. Musimy się zorganizować i jak najszybciej opuścić to miejsce.
-
Dziewczyna ma rację – stwierdził niezadowolony z tego Moody. – Potter mam
nadzieję, że jesteś spakowany. Przynieś swoje rzeczy – rozkazał, a Harry skinął
głową i ruszył z powrotem do swojego pokoju.
-
My ci pomożemy – oznajmił Ron, wskazując na siebie i Hermionę. Wyszli we
trójkę, słysząc jeszcze jak Remus o to samo prosi Dursley’ów, którym mieli
pomóc Dedalus Diggle i Hestia Jones, którzy byli oddelegowani do ich
przetransportowania. Gdy trójka Gryfonów znalazła się w pokoju Harry’ego od
razu zauważyli, że chłopak jest spakowany i tylko kilka rzeczy zostało mu do
schowania. Potter zaczął je zbierać, ale chcąc dowiedzieć się więcej od razu
zaczął pytać.
-
Skąd ta zmiana, i po co aż tyle osób? Znowu lecimy miotłami?
-
My nic nie wiemy. Nas tylko dyrektor zapytał, czy chcemy wziąć udział w
przetransportowaniu cię w bezpieczne miejsce – wytłumaczyła dziewczyna.
-
Przenosimy się do Nory?
-
Stary, my nawet nie wiemy jak to się wszystko odbędzie – rudowłosy chłopak
wzruszył ramionami.
-
A kim jest ta dziewczyna, o której Remus mówił, że nowość?
-
Nam też się nie przedstawiła – stwierdził Ron. – Ale jakaś dziwna jest. Nie
widziałem ani razu, żeby się uśmiechnęła. Ale bliźniacy ją lubią, rozmawiali z
nią nawet przyjaźnie, więc pewnie ktoś z Zakonu.
-
Wygląda jakby była w naszym wieku, więc wątpię, żeby była z Zakonu – zauważyła
Hermiona. – Ale zachowuję się, jakby chociaż wiedziała co tu robi. I kogoś mi
przypomina – stwierdziła zastanawiając się. Wreszcie Harry’emu udało się
dopakować, więc Hermiona machnęła różdżką i wylewitowała kufer z pokoju. Potter
złapał więc klatkę z Hedwigą i razem z Ronem, nadal nic nie wiedząc ruszył za
nią. Na dole nic się nie zmieniło, mimo tylu osób panowała tam cisza. Tylko
bliźniacy rozśmieszali Tonks, i to jej śmiechy przerywały tę ciszę. Gdy pięć
minut później w salonie ponownie pojawili się niezadowoleni Dursley’owie Moody
znowu zabrał głos.
-
Dobra, to teraz dobierzcie się wszyscy w pary. Mung ty do mnie – rozkazał.
-
Ale dlaczego? – zapytał niezadowolony niski i brudny mężczyzna.
- Bo ciebie trzeba pilnować – warknął Alastor
co uciszyło wszelkie protesty. – Potter, ty z nią – oznajmił szorstko kiwając
na nieznaną mu dziewczynę. Susanne wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła jego kufer.
To samo w tym czasie robił Dedalus z bagażami Dursley’ów.
-
Wypuść sowę – oznajmiła Susanne. – Znajdzie nas na miejscu. – Harry postanowił
się nie sprzeciwiać i wypuścił Hedwigę, każąc jej podążać za sobą. Z klatką
sowy Susanne postąpiła tak samo jak z kufrem, po czym schowała wszystko do
kieszeni. Harry zauważył, że w tym czasie większość z obecnych podzieliła się
na pary. I tak Harry zobaczył, że przy panu Wealsey’u stał Ron, przy Kingsley’u
Hermiona, z Tonks stał George, z Remusem Fred, Moody jak wcześniej zapowiedział
stał przy Mundungusie, a Fleur stała przytulona do Billa. On więc stanął przy
nieznajomej mu dziewczynie. Tylko Durley’owie stali wciśnięci w kąt nie wiedząc
co się dzieje, przy nich stali Dedalus i Hestia. Harry stwierdził, że jeśli
wreszcie ktoś nie wyjaśni niczego mugolom to wuj Vernon wreszcie wybuchnie, i
Remus chyba dostrzegł to samo.
-
Państwo Dursley zostaniecie przeniesieni świstoklikiem. Jest to przedmiot,
który teleportuje was w bezpieczne miejsce. Będzie to zwykła lina. – W tym
czasie Hestia zaczęła rozwijać przedmiot między nimi - Nie musicie się niczego
obawiać tylko cały czas mocno ją trzymać – uspokajał ich, choć właściwie nic to
nie dało. Dudley złapał kawałek liny tylko dzięki interwencji ciotki. Teraz
jednak już cała trójka była niemal zielona na twarzy.
-
Potter, potrafisz się teleportować? – zapytała go nieznajoma dziewczyna, prawie
bez żadnych emocji w głosie.
-
Tak, ale nie mam licencji. Dopiero za dwa dni będę…
-
Wiem – przerwała mu. – Poprowadzę cię, ale nie próbuj zmieniać kierunku –
wyjaśniła mu.
-
Dobrze to skoro wszyscy są gotowi to czas ruszać – oznajmił Remus. – Pamiętajcie,
że towarzysze muszą pozostać na miejscach co najmniej dwie doby – pouczył ich.
-
Przygotować się! – wykrzyknął Moody, trzymając Mundungusa za kołnierz. – Za pół
minuty aktywuje się świstoklik. Startujemy wszyscy razem! Żeby nikt mi tu nie
został! – Każda para chwyciła się za dłonie, aby móc razem się teleportować.
Harry również spostrzegł, że chwyta go zimna, ale delikatna dłoń, więc złapał
pewniej dziewczynę, aby nie rozłączyli się podczas teleportacji. – Raz! Dwa!
Trzy! – Gdy wybrzmiało ostatnie słowo aurora Privet Drive 4 opustoszało, osłony
padły, a obserwujący dom śmierciożercy, ze zdziwieniem mogli ujrzeć jak osłony
opadają.
Harry
wraz z Susanne pojawili się na schodkach przed Grimmould Place 12, a chłopak z
zaskoczeniem rozpoznał miejsce.
-
Co my tu robimy?! – wykrzyknął zdziwiony i przede wszystkim zły.
-
Cicho bądź i właź do środka – rozkazała dziewczyna popychając go stanowczo w
stronę drzwi. Gdy wreszcie weszli do środka dziewczyna szeptem wyjaśniła gdzie
się znajdują. – Jesteśmy z Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa.
-
Wiem gdzie jesteśmy! – wykrzyknął Harry. – W końcu to mój dom! – Susanne
zmierzyła go tylko zdziwionym spojrzeniem i ruszyła w głąb domu.
-
W salonie ktoś na ciebie czeka – oznajmiła. – Chodź – i ruszyła dalej. A tam
przywitał ich Dumbledore z szerokim uśmiechem.
***
Cześć, przedstawiam Wam kolejny rozdział.
Zapraszam do czytania i pozdrawiam,
AniaXXX
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz