23 stycznia 2022

ROZDZIAŁ 3: PRZENIESIENIE

 

Na Privet Drive 4 w Surrey od dwóch tygodni oprócz rodziny, składającej się z małżeństwa i nastolatka, który był ich synem, przebywał także drugi nastolatek. Siedemnastoletni Harry Potter ogółem starał się być niezauważony i jak najrzadziej pokazywać się na oczy wujostwu. Na całe szczęście tego roku miał spokój od kuzyna, który odkąd dowiedział się na początku lipca, że niedługo zostanie przeniesiony w bezpieczne miejsce czarodziejskim sposobem, to wiecznie chodził przestraszony, a na widok Harry’ego zieleniał na twarzy. Na koniec poprzedniego roku szkolnego po tych wszystkich przeżyciach związanych z poszukiwaniem horkruksa i wieżą astronomiczną, na której słyszał jak dyrektor błaga Snape’a, aby ten go zabił, a nauczyciel eliksirów mu się sprzeciwia, Dumbledore zaprosił go na długą rozmowę, w której wyjaśnił mu wiele rzeczy. Oczywiście dopiero po tym jak udało im się przegonić z Hogwartu śmierciożerców, którzy dostali się na jego teren z pomocą Malfoy’a oraz po tym jak Snape wraz z pielęgniarką pokonali klątwę, krążącą w żyłach dyrektora, która znalazła się tam na skutek wypitej w jaskini z horkruksem trucizny. Mężczyzna opowiedział mu wszystko o planie jaki stworzył ze znienawidzonym przez Harry’ego nauczycielem. Chłopak dochodził do siebie po tym przez kolejny tydzień, rozumiejąc wreszcie, że Snape mimo swojego zachowania naprawdę jest po ich stronie. Dyrektor po raz kolejny wytłumaczył mu po co musi wrócić do domu wujostwa ten ostatni raz. Dlaczego musi tam przebywać, aż do dnia urodzin. Niestety, ale prosił o ograniczenie kontaktu z przyjaciółmi, bo wszelkie drogi komunikacji były monitorowane przez ministerstwo, w którym coraz bardziej panoszył się Voldemort. Obiecał mu także, że zrobi wszystko, aby jak najbezpieczniej przenieść go w bezpieczne miejsce. Ogółem mówił dużo o bezpieczeństwie, przestrzegając Harry’ego szczególnie przed niepotrzebnym włóczeniem się po okolicy. Nakazał mu, aby cały lipiec przesiedział w domu nie kusząc niepotrzebnie losu. I choć Harry’emu nie bardzo to odpowiadało zastosował się do poleceń dyrektora. Wiedział, że sytuacja w czarodziejskiej Anglii jest coraz gorsza, dlatego właśnie przebywał głównie w swoim pokoju, codziennie rano wykreślając z kalendarza kolejne dni lipca i nie mogąc się już doczekać urodzin, w które to wreszcie raz na zawsze opuści to miejsce. Od czasu do czasu skradał się tylko do łazienki i kuchni próbując wszelkimi siłami nie natrafić, na któregokolwiek z jego rodziny. Co prawda Dumbledore przekonywał, że ze strony Voldemorta grozi mu niebezpieczeństwo tylko poza domem, ale nie wiedział on, że przebywanie Harry’ego poza jego pokojem, może doprowadzić do czegoś znacznie gorszego, jak na przykład do tego, że wuj Vernon straci wreszcie cierpliwość i wyrzuci go z domu za wszystkie kłopoty, jakie według niego na nich sprowadza. A od drugiej wizyty Dumbledore’a na Privet Drive 4 dokładnie 3 lipca wuj wyglądał jakby niewiele mu brakowało do wybuchu. Dyrektor pojawił się u nich, aby wytłumaczyć, że wujostwo Harry’ego, jeśli chce pozostać bezpieczne, nie może zostać w swoim domu po przeniesieniu Harry’ego. Gdy tylko chłopak opuści dom i przestanie traktować go jak swój, wszystkie osłony padną, a Voldemort z dużym prawdopodobieństwem zabije rodzinę Wybrańca, aby zadać mu cios. Gdy siwowłosy mężczyzna tłumaczył im, że w noc z 30 na 31 lipca zaufani czarodzieje, w zupełnie czarodziejski sposób, zabiorą ich do zabezpieczonego przez czarodziejów bezpiecznego miejsca, wuj Vernon coraz bardziej purpurowiał. Na koniec wreszcie stwierdził, że nie zgadza się na nic co związane z TYM. Wtedy stało się coś czego Harry się zupełnie nie spodziewał. Ciotka Petunia do tej pory wciśnięta w kąt kanapy wstała, złapała się pod boki, Harry pomyślał, że wygląda zupełnie jak pani Weasley krzycząca na synów, i spojrzała srogo na męża.

- Vernonie! Uspokój się! Jeśli nie chcemy zginąć tak jak Lily – Harry pierwszy raz słyszał jak ciotka wspomina swoją siostrę, bez odrazy w głosie – to pozwolimy im się ukryć! Sami nie potrafimy tego co oni, więc sami nie ukryjemy się przed tym Lordem, który nam zagraża! – Po czym usiadła, nie zwracając już uwagi na krzywiącego się męża, który ewidentnie nie wiedział co powiedzieć. Za to zajęła się pocieszaniem Dudziaczka i przekonywaniem go, że nie pozwoli, aby stała mu się jakaś krzywda. I tak właśnie na jego widok, wujowi Vernonowi skakało ciśnienie z wściekłości, ciotka Petunia mimo swojej postawy patrzyła na niego oskarżającym wzrokiem, a Dudley kulił się w sobie mając nadzieję, że zniknie.

Tak więc Harry od 1 lipca stosował się do zaleceń dyrektora, nie włóczył się po okolicy, z przyjaciółmi wymieniał jałowe listy, na zasadzie „co u ciebie?”, „u mnie w porządku”, czy też „moje lato mija wspaniale, ale nie mogę się doczekać powrotu do Hogwartu” okraszone odpowiednią dozą sarkazmu, a do tego wszystkiego starał się nie wchodzić w drogę wujostwu. Z niechęcią spojrzał w kalendarz widząc, że pozostało mu jeszcze czternaście jednakowych dni. Harry nie wiedział tylko jednego, że całe przeniesienie będzie miało miejsce noc wcześniej niż przekazał mu to Dumbledore. A przede wszystkim nie wiedział, że miejsce jego przeniesienia będzie miejscem, w którym obiecał sobie nie postawić już więcej nogi. Potter miał pociechę jedynie z towarzystwa Hedwigi oraz z tego, że tym razem mógł trzymać swój kufer ze wszystkimi magicznymi przedmiotami. Dzięki temu miał zajęcie, przez które udało mu się jeszcze nie zwariować. Spędzał czas na czytaniu książek i odrabianiu prac domowych zadanych na lato. Choć gdy o tym pomyślał to stwierdził, że gdy powie Ronowi o tym, że już wszystko odrobił, to przyjaciel jednak stwierdzi, że zwariował. I tym sposobem te dni mijały mu bardzo powoli, ale chociaż pocieszał się tym, że mijają w ogóle.

 

Susanne w skupieniu zastanawiała się nad przeniesieniem Pottera. Nie czekała na to zdarzenie z utęsknieniem. Przyzwyczaiła się do mieszkania na Grimmould Place 12. Nie mogła uwierzyć, gdy po zwiedzeniu domu uznała, że należał on do rodu Blacków. Wiedziała co nieco o rodzinie matki, i zupełnie nie wiedziała jak to gniazdo Ślizgonów znalazło się w posiadaniu Zakonu Feniksa. Jednak nie zastanawiała się długo na tym, ponieważ dobrze się tu czuła. Była tu sama, a jednak gdy dopadała ją nuda, albo potrzebowała zając myśli czymś innym zawsze akurat wtedy w Kwaterze pojawiał się któryś z zakonników. Nawet kłótnie z Moodym dobrze zajmowały jej myśli. Teraz jej myśli szybko jednak przeniosły się na ostatnie spotkania z Czarnym Panem. Miała już za sobą trzy takie spotkania i o kolejnych nie myślała z utęsknieniem. Na drugim spotkaniu z lekkim niedowierzaniem Czarny Pan słuchał o jej osiągnięciach, ale szybko przekonała go gdy pozwoliła mu przeryć swój umysł. Obiecała mu, że dowie się kto będzie strażnikami tajemnicy we wszystkich potencjalnych kryjówkach Pottera. Na razie jednak dyrektor nie chciał jej zdradzić żadnych szczegółów, co nieco ją irytowało. Czuła by się o wiele pewniej gdyby cokolwiek wiedziała, a tak musiała czekać na decyzje dyrektora o tym czy puści ją do Czarnego Pana z niczym. Na trzecim spotkaniu jej Pan oznajmił jej, że daje jej kolejny tydzień na dowiedzenie się wszystkiego o przeniesieniu Pottera, a jeśli go zadowoli odpowiednio ją wynagrodzi, a także będzie uczestniczyć w kolejnym spotkaniu Wewnętrznego Kręgu. Aż wzdrygnęła się na myśl o dołączeniu do reszty śmierciożerców, i to nie dlatego, że się tego bała, ale wiedziała z czym się to wiąże. Do tej pory nikt bez Mrocznego Znaku nie uczestniczył w spotkaniu Wewnętrznego Kręgu, a więc już niedługo będzie czekała ją inicjacja. Choć Dumbledore cały czas przekonywał ją, żeby dała do zrozumienia Lordowi Voldemortowi, że w obecnej sytuacji nie będzie dobrym pomysłem wysyłanie śmierciożercy do Hogwartu, że w ten sposób łatwiej będzie ją odkryć, ale wiedziała, że nawet nie będzie próbowała tego zrobić. Nie miała prawa wyrazić niechęci do Mrocznego Znaku jeśli chciała przeżyć inicjację. Uniosła głowę, gdy usłyszała chrząknięcie dochodzące z kominka. Gdy podeszła do niego ujrzała płonącą głowę Dumbledore’a.

- Witaj Susanne – przywitał się jak zwykle uprzejmie.

- Dobry wieczór, dyrektorze – odpowiedziała.

- Chciałbym cię poprosić o spotkanie u mnie w gabinecie. Musimy porozmawiać. – Dziewczyna skinęła tylko głową i odczekała, aż mężczyzna zniknie, aby samej móc przenieść się do Hogwartu. Po chwili już siedziała przed biurkiem dyrektora. – Dziękuję ci, że od razu zgodziłaś się na to spotkanie. Dopracowałem już wszystkie szczegóły twojego planu, więc pozwól proszę, że wszystko ci przekażę.

- Czas najwyższy, proszę pana. Jutro muszę się w tej sprawie spotkać z Czarnym Panem.

- Tak, wiem. W takim razie zacznijmy. Z zaufanymi osobami wybrałem sześć domów, które dzień przed przeniesieniem zabezpieczymy zaklęciem Fideliusa.

- Jakie to domy? – zapytała konkretnie.

- Dom Weasley’ów, dom Billa Weasleya, dom Remusa, Dom Kingsley’a, dom Alastora i dom Tonksów.

- Wybrali już strażników tajemnicy?

- Owszem – odpowiedział dyrektor przyglądając się swojej rozmówczyni uważnie.

- Kogo? – Susanne jednak nie miała zamiaru tracić czasu na jego zagrywki.

- Mnie.

- Wszyscy? – zapytała z uniesionymi w zdziwieniu brwiami.

- Owszem. To akurat był mój pomysł, a oni wszyscy się zgodzili.

- Ekstra – oznajmiła Susanne z sarkazmem. – Czarny Pan nie będzie zadowolony. Ustaliliście już kto będzie uczestniczył w przeniesieniu? – zapytała nie ciągnąc już dalej tematu strażnika tajemnicy.

- Tak. Artur Weasley będzie teleportował się ze swoim synem Ronaldem do Nory, Bill Weasley z narzeczoną Fleur do Muszelki, Lupin do siebie z Fredem Weasley’em, Nimfadora Tonks z Georgem Weasley’em do domu jej matki, Kingsley z Hermioną Granger, a Moody z Mundungusem Flecherem. – Susanne potrzebowała chwili na przemyślenie wszystkich uczestników.

- Dużo tam Weasley’ów – zauważyła. – Ten Ronald i Hermiona Granger nie są w Zakonie.

- Nie – przytaknął. – Ale to przyjaciele Harry’ego, nalegali, aby uczestniczyć w tym.

- Kto przeniesie Pottera tutaj?

- Ty – odpowiedział Dumbledore pewnie.

- Ja? – Susanne była nieźle zdziwiona.

- Owszem, w końcu mieszkasz tutaj. Będę tu na was czekał.

- Dlaczego to pan go tu nie przeniesie?

- Jestem strażnikiem tajemnicy sześciu rodzin. Moje pojawienie się na miejscu nie jest dobrym pomysłem.

- Dobrze. Dziękuję, że mi Pan o wszystkim powiedział. Teraz muszę pojawić się u Czarnego Pana. Także do widzenia – pożegnała się i zaraz jej nie było. Susanne szybkim krokiem skierowała się do wyjścia z zamku i teleportowała się do Malfoy Manor, gdzie wiedziała, że zastanie Czarnego Pana. Ponownie tak jak za każdym razem stanęła przed wielką bramą i stuknęła w nią różdżką. I znowu na powitanie wyszedł jej Pettigrew.

- Otwieraj! Przyszłam do Czarnego Pana!

- Nie będziesz mi rozkazywać! – Ten człowiek irytował ją za każdym razem coraz mocniej. Zawsze przy wejściu próbował pokazać swoją marną władzę, której w rzeczywistości nie miał, a przynajmniej nie nad nią.

- Posłuchaj mnie szczurze. Czy ty naprawdę chcesz, żebym przekazała naszemu Panu, jak za każdym razem utrudniasz mi spotkanie z nim?

- Nie musisz mnie straszyć Panem. On mi, w porównaniu do ciebie, ufa, a ja nie wiem czy jesteś oczekiwana, Snape.

- Czarny Pan zawsze mnie oczekuje, gdy się do niego wybieram, a tobie nic do tego skoro nic o tym nie wiesz. Otwieraj tę bramę! – I rzeczywiście wreszcie jej posłuchał. Zawsze w ostatnim momencie, kiedy już prawie doprowadzał ją do szału wreszcie kapitulował i otwierał bramę. Dlatego nie zwracając już na niego uwagi przeszła i czym prędzej skierowała się do pomieszczenia, w którym niemal na pewno spotka Czarnego Pana. Zapukała do ciężkich drzwi i czekała na syczące „wejść”. Wreszcie je usłyszała, więc nie czekając na nic weszła do środka. Tam jednak mężczyzna nie był sam. On sam siedział na podobnym do tronu fotelu, a przed nim klęczała kobieta o czarnych, ciężkich lokach.

- Bella, wyjdź – rozkazał ich Pan, a kobieta wstała z kolan i wychodząc obrzuciła Susanne niechętnym spojrzeniem. – Sądziłem, że jutro mnie odwiedzisz – zauważył Voldemort.

- Panie, mam dla ciebie zbyt ważne wiadomości, aby czekać z tym do jutra. – Nie czekając na pozwolenie kontynuowała. – Panie, opłaciło mi się mieszkanie w kwaterze głównej. Udało mi się podsłuchać, szczegóły dotyczące mojego planu przeniesienia Pottera. Wybrali oni sześć potencjalnych kryjówek.

- Które domy wybrali? – Czarnemu Panu ze zniecierpliwienia aż błyszczały jego wąskie oczy. Widziała, że jest zainteresowany, aż nadto.

- Weasley’ów, ich najstarszego syna Williama, Lupina, Tonksów, Shacklebolta i Moody’ego – wyliczyła.

- Dobrze, bardzo dobrze. Co ze strażnikami tajemnic? Chyba nie myślą, że zwykłe zaklęcie Fideliusa mnie powstrzyma.

- Panie, niestety, ale wszyscy oni wybrali na strażnika Dumbledore’a. Próbowałam go przekonać, że jedna osoba jako strażnik sześciu domów to nie jest dobry pomysł, ale nie udało mi się. Uparł się, że nie pozwoli, aby sytuacja sprzed lat się powtórzyła. Wybacz mi, Panie. – Susanne skłoniła się w geście pokory.

- To jest problem, ale mogłem się tego spodziewać po tym starym głupcu. – mamrotał do siebie. – Ważne, że wiemy kiedy to się stanie. Nie zmienili terminu?

- Nie, Panie. Dumbledore upiera się, aby czekać, aż Potter osiągnie pełnoletność. Będą czekali do północy, aż osłony opadną.

- Dobrze, to będzie nasza szansa. – Wreszcie Voldemort zwrócił większą uwagę na stojącą dumnie przed nim dziewczynę. Ona miała potencjał, tylko musiał ją dobrze ukierunkować. Jak tylko przechwycą Pottera zacznie ją trenować. Będzie mu wierna jak Bella, posłuszna jak Lucjusz i utalentowana jak niegdyś był Severus. Pokaże im wszystkim jaki powinien być idealny śmierciożerca. – Zadowalasz mnie, Susanne. – Podszedł bliżej i złapał ją za brodę, wcześniej niemal gładząc jej policzek, a Susanne ostatnią siłą woli powstrzymała się od wzdrygnięcia z obrzydzenia. Zamiast tego uśmiechnęła się dumnie, jakby słowa Czarnego Pana mile połechtały jej ego. – Wierzę, że zajdziesz dalej niż twój ojciec.

- Tego właśnie pragnę, mój Panie.

- Nadszedł czas, abyś przejęła większą rolę u mojego boku. – Jego głos przybrał niemal aksamitny ton. – Choć ubolewam nad tym to jeszcze nie jest dobry czas na Mroczny Znak na twoim przedramieniu. Ale muszę cię móc jakoś wzywać do siebie. – Zaczął krążyć po pomieszczeniu.

- Panie, twój znak na moim ciele będzie dla mnie największą nagrodą – powiedziała z uwielbieniem. – Żyję, by ci służyć. – Voldemort uśmiechnął się, co u niego wyglądało bardziej przerażająco.

- I będziesz mi służyć, ale nie mogę pozwolić, aby zbyt szybko cię odkryli. W zeszłym roku już popełniłem ten błąd, i oznaczyłem chłopaka, który nie okazał się tego w ogóle godny. Musisz sobie zapracować na tę nagrodę.

- Panię, zrobię dla ciebie wszystko – przyrzekła.

- Nie masz innego wyjścia, Susanne. – Voldemort zaśmiał się złowieszczo. – Ale tak jak mówiłem muszę cię jakoś wzywać do siebie. – Ponownie zaczął krążyć po pomieszczeniu, jakby się nad czymś zastanawiał. – Tak, myślę, że to będzie bardzo dobry pomysł, aby ci to powierzyć – mruczał do siebie, po czym ściągnął ze swojej szyi gruby złoty łańcuszek, na którym wisiał coś jakby medalion wielkości kurzego jaja. Czarny Pan przez chwilę mamrotał pod nosem jakieś zaklęcia nad medalionem, a następnie ponownie zbliżył się do dziewczyny. – Gdy zacznie robić się gorący, złap za niego i teleportuj się do mnie – oznajmił głośno i zawiesił go na jej szyi. – To bardzo cenna pamiątka, pilnuj jej, a zasłużysz na nagrodę. – Susanne nie wiedziała kompletnie co powiedzieć, więc skinęła tylko głową. – A teraz wyjdź – odprawił ją jednym ruchem ręki.

Susanne zupełnie nie wiedziała co o tym myśleć. Gdy tylko znalazła się na Grimmould Place i zobaczyła, że nikogo więcej w domu nie ma, ściągnęła z siebie wisiorek, aby móc mu się przyglądnąć. Był wykonany ze złota, na przodzie, ułożona z jakiś zielonych kamyków, zdobiła go litera „S”. Susanne nie wiedziała co to oznacza. W tej chwili był to dla niej tylko świstoklik do Czarnego Pana. Po chwili uświadomiła sobie, że wreszcie nie będzie musiała męczyć się z Glizdogonem. Czarny Pan wyraźnie dał jej do zrozumienia, że medalion sprowadzi ją bezpośrednio przed jego oblicze. Na te myśli uśmiechnęła się zadowolona. Nie zastanawiając się więcej zmęczona położyła się do łóżka.

 

Choć Harry jeszcze o tym nie wiedział, wreszcie nadszedł ten wyczekiwany przez niego dzień. Nie różnił się on niczym innym od dwudziestu ośmiu innych dni spędzonych tutaj. Im bliżej było całej operacji tym bardziej Dursley’owie się denerwowali. Dlatego Harry jeszcze bardziej schodził im z drogi. Dlatego nieźle się zdziwił, kiedy siedząc u siebie w pokoju późnym wieczorem 29 lipca usłyszał głośny trzask teleportacji w salonie domu Dursley’ów. Szybko chwycił różdżkę i zbiegł na dół. Z wyciągniętą różdżką wbiegł do salonu gotów się bronić, ale to co tam zastał całkowicie go zszokowało. Wuj Vernon oddychając głośno, cały czerwony na twarzy, wpatrywał się w grupę osób, która pojawiła się tam zupełnie niespodziewanie. Za nim Dudley kulił się w ramionach matki, która próbowała go uspokoić. A przed nimi, jak naliczył Harry, stało piętnaście osób, z których większość bardzo dobrze znał.

- Skąd mam wiedzieć, że to na pewno wy? – zapytał nie opuszczając różdżki.

- Bardzo dobrze, Harry – pochwalił go Remus Lupin. – Remus Lupin. To ja nauczyłem cię jak wyczarować Patronusa. Gdy odwiedziłeś mnie u mnie w gabinecie, w dużym akwarium znajdowały się druzgotki. – Harry kiwnął głową jednak nie opuścił różdżki, a to było coś czego wuj Vernon nie wytrzymał.

- Nie używaj tego w naszym towarzystwie! – wykrzyknął.

- Pomyślałby kto, że mieszkając z czarodziejem…

- … pod jednym dachem, powinni się przyzwyczaić do widoku różdżki – oznajmili rudowłosi bliźniacy dokańczając swoje kwestie. – Harry, chyba nie sądzisz, że ktoś mógłby nas podmienić?

- No właśnie, ale żeby pamiętać o zasadach. To ty nam dałeś…

- … kasę na nasz biznes. – Harry wreszcie rozluźnił się i uśmiechnął szeroko. Przytulił się do Lupina witając się.

- Co wy tu robicie? Przecież jutro Dumbledore miał mnie przenieść?

- Zmiana planów – odpowiedział mu radośnie najlepszy przyjaciel. – Witaj kumplu. – Zaraz za Ronem, to Hermiona przywitała się z nim przytulając go krótko.

- Większość z nas już znasz – oznajmił Remus. – Ale jest tu jedna nowość.

- To nie spotkanie przyjacielskie – zauważyła Susanne, a Harry dopiero teraz spostrzegł dziewczynę mniej więcej w jego wieku, która ze znudzeniem opierała się o nieskazitelnie czysty blat ciotki Petunii. – Na to przyjdzie czas później. Musimy się zorganizować i jak najszybciej opuścić to miejsce.

- Dziewczyna ma rację – stwierdził niezadowolony z tego Moody. – Potter mam nadzieję, że jesteś spakowany. Przynieś swoje rzeczy – rozkazał, a Harry skinął głową i ruszył z powrotem do swojego pokoju.

- My ci pomożemy – oznajmił Ron, wskazując na siebie i Hermionę. Wyszli we trójkę, słysząc jeszcze jak Remus o to samo prosi Dursley’ów, którym mieli pomóc Dedalus Diggle i Hestia Jones, którzy byli oddelegowani do ich przetransportowania. Gdy trójka Gryfonów znalazła się w pokoju Harry’ego od razu zauważyli, że chłopak jest spakowany i tylko kilka rzeczy zostało mu do schowania. Potter zaczął je zbierać, ale chcąc dowiedzieć się więcej od razu zaczął pytać.

- Skąd ta zmiana, i po co aż tyle osób? Znowu lecimy miotłami?

- My nic nie wiemy. Nas tylko dyrektor zapytał, czy chcemy wziąć udział w przetransportowaniu cię w bezpieczne miejsce – wytłumaczyła dziewczyna.

- Przenosimy się do Nory?

- Stary, my nawet nie wiemy jak to się wszystko odbędzie – rudowłosy chłopak wzruszył ramionami.

- A kim jest ta dziewczyna, o której Remus mówił, że nowość?

- Nam też się nie przedstawiła – stwierdził Ron. – Ale jakaś dziwna jest. Nie widziałem ani razu, żeby się uśmiechnęła. Ale bliźniacy ją lubią, rozmawiali z nią nawet przyjaźnie, więc pewnie ktoś z Zakonu.

- Wygląda jakby była w naszym wieku, więc wątpię, żeby była z Zakonu – zauważyła Hermiona. – Ale zachowuję się, jakby chociaż wiedziała co tu robi. I kogoś mi przypomina – stwierdziła zastanawiając się. Wreszcie Harry’emu udało się dopakować, więc Hermiona machnęła różdżką i wylewitowała kufer z pokoju. Potter złapał więc klatkę z Hedwigą i razem z Ronem, nadal nic nie wiedząc ruszył za nią. Na dole nic się nie zmieniło, mimo tylu osób panowała tam cisza. Tylko bliźniacy rozśmieszali Tonks, i to jej śmiechy przerywały tę ciszę. Gdy pięć minut później w salonie ponownie pojawili się niezadowoleni Dursley’owie Moody znowu zabrał głos.

- Dobra, to teraz dobierzcie się wszyscy w pary. Mung ty do mnie – rozkazał.

- Ale dlaczego? – zapytał niezadowolony niski i brudny mężczyzna.

-  Bo ciebie trzeba pilnować – warknął Alastor co uciszyło wszelkie protesty. – Potter, ty z nią – oznajmił szorstko kiwając na nieznaną mu dziewczynę. Susanne wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła jego kufer. To samo w tym czasie robił Dedalus z bagażami Dursley’ów.

- Wypuść sowę – oznajmiła Susanne. – Znajdzie nas na miejscu. – Harry postanowił się nie sprzeciwiać i wypuścił Hedwigę, każąc jej podążać za sobą. Z klatką sowy Susanne postąpiła tak samo jak z kufrem, po czym schowała wszystko do kieszeni. Harry zauważył, że w tym czasie większość z obecnych podzieliła się na pary. I tak Harry zobaczył, że przy panu Wealsey’u stał Ron, przy Kingsley’u Hermiona, z Tonks stał George, z Remusem Fred, Moody jak wcześniej zapowiedział stał przy Mundungusie, a Fleur stała przytulona do Billa. On więc stanął przy nieznajomej mu dziewczynie. Tylko Durley’owie stali wciśnięci w kąt nie wiedząc co się dzieje, przy nich stali Dedalus i Hestia. Harry stwierdził, że jeśli wreszcie ktoś nie wyjaśni niczego mugolom to wuj Vernon wreszcie wybuchnie, i Remus chyba dostrzegł to samo.

- Państwo Dursley zostaniecie przeniesieni świstoklikiem. Jest to przedmiot, który teleportuje was w bezpieczne miejsce. Będzie to zwykła lina. – W tym czasie Hestia zaczęła rozwijać przedmiot między nimi - Nie musicie się niczego obawiać tylko cały czas mocno ją trzymać – uspokajał ich, choć właściwie nic to nie dało. Dudley złapał kawałek liny tylko dzięki interwencji ciotki. Teraz jednak już cała trójka była niemal zielona na twarzy.

- Potter, potrafisz się teleportować? – zapytała go nieznajoma dziewczyna, prawie bez żadnych emocji w głosie.

- Tak, ale nie mam licencji. Dopiero za dwa dni będę…

- Wiem – przerwała mu. – Poprowadzę cię, ale nie próbuj zmieniać kierunku – wyjaśniła mu.

- Dobrze to skoro wszyscy są gotowi to czas ruszać – oznajmił Remus. – Pamiętajcie, że towarzysze muszą pozostać na miejscach co najmniej dwie doby – pouczył ich.

- Przygotować się! – wykrzyknął Moody, trzymając Mundungusa za kołnierz. – Za pół minuty aktywuje się świstoklik. Startujemy wszyscy razem! Żeby nikt mi tu nie został! – Każda para chwyciła się za dłonie, aby móc razem się teleportować. Harry również spostrzegł, że chwyta go zimna, ale delikatna dłoń, więc złapał pewniej dziewczynę, aby nie rozłączyli się podczas teleportacji. – Raz! Dwa! Trzy! – Gdy wybrzmiało ostatnie słowo aurora Privet Drive 4 opustoszało, osłony padły, a obserwujący dom śmierciożercy, ze zdziwieniem mogli ujrzeć jak osłony opadają.

Harry wraz z Susanne pojawili się na schodkach przed Grimmould Place 12, a chłopak z zaskoczeniem rozpoznał miejsce.

- Co my tu robimy?! – wykrzyknął zdziwiony i przede wszystkim zły.

- Cicho bądź i właź do środka – rozkazała dziewczyna popychając go stanowczo w stronę drzwi. Gdy wreszcie weszli do środka dziewczyna szeptem wyjaśniła gdzie się znajdują. – Jesteśmy z Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa.

- Wiem gdzie jesteśmy! – wykrzyknął Harry. – W końcu to mój dom! – Susanne zmierzyła go tylko zdziwionym spojrzeniem i ruszyła w głąb domu.

- W salonie ktoś na ciebie czeka – oznajmiła. – Chodź – i ruszyła dalej. A tam przywitał ich Dumbledore z szerokim uśmiechem.


***

Cześć, przedstawiam Wam kolejny rozdział.

Zapraszam do czytania i pozdrawiam,

AniaXXX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz